Kampervanem na Bałkany 2019 r. – część I: Maglić (Bośnia i Hercegowina)

Zaraz po powrocie z wyprawy kamperem na Bałkany w 2017 r., zapowiadaliśmy, że tam wrócimy. W 2019 r. wygospodarowaliśmy 3 tygodnie wolnego na przełomie września i października, i zaczęliśmy planowanie. Wynajęty kamper, którym podróżowaliśmy w 2017 r., był bardzo wygodny, przestronny i wszystkomający. Jednocześnie była to jego wada: był duży. Trudno było poruszać się nim po wąskich uliczkach w miastach, jeszcze trudniej zaparkować, najgorzej zaś było na krętych bezdrożach. Tym razem postanowiliśmy wypróbować coś mniejszego, dostosowanego do wyprawy we dwoje, a mianowicie kampervana. To kamper w “blaszaku” czyli nie tylko na podwoziu, ale i nadwoziu vana. Oferta wynajmu tego typu aut nie jest szeroka, ale udało nam się znaleźć coś dla siebie.

Wybór kampervana, jako środka komunikacji, okazał się strzałem w dziesiątkę. Czy było ciasno? Trochę tak, zwłaszcza w łazience i jej okolicach. Było też mniej miejsca na przechowywanie, zwłaszcza z powodu tego, że rowery trzymaliśmy wewnątrz (pod łóżkiem), a nie na zewnętrznym bagażniku. Ale auto dobrze trzymało się drogi, można nim było parkować na miejscach dla osobówek, nie wychylało się na ostrych zakrętach (czego doświadczyliśmy przy integrze w 2017 r.), dobrze radziło sobie na wertepach. Do tego łóżko było bardzo wygodne i pełnowymiarowe, kuchnia mieściła całe potrzebne wyposażenie, zaś zbiorniki na wodę pozwalały przez trzy doby pozostać niezależnymi od zewnętrznej infrastruktury. W czasie tej wyprawy chętniej korzystaliśmy z noclegów poza kempingami, wychodząc z założenia, że kampervan mniej rzuca się w oczy niż kamper.

Na Bałkanach pozostał nam do zobaczenia całkiem spory kawałek. Na swój cel wybraliśmy tym razem Czarnogórę i Albanię, ale najpierw … musieliśmy dokończyć “pewne sprawy” w Bośni i Hercegowinie.

Z Polski, wyruszyliśmy – przez Czechy i Słowację – do Węgier, gdzie nad Dunajem, nieopodal Dunaújváros mieliśmy pierwszy nocleg. Otwarte wieczorem szyberdachy (mimo moskitier) zapewniły nam nocne towarzystwo krwiożerczych komarów, większych i głośniejszych, ale zarazem szybszych od tych, które znamy. Nocne polowania przeplataliśmy z drzemkami. W końcu się poddaliśmy i daliśmy się pogryźć. Swoją drogą niesamowite jest to, jak wiele komarów może się zmieścić na tak niewielkiej przestrzeni … i jak dobrze się one kamuflują. Po ciężkiej nocy ruszyliśmy dalej, do Bośni i Hercegowiny, brutalnie rozprawiając się w świetle dziennym z ostatnimi przedstawicielami jednego z najbardziej znienawidzonych wśród owadów gatunku.

Po przekroczeniu granicy BiH poczuliśmy się, jak w domu. Było to o tyle zaskakujące, że wjeżdżając do Bośni znaleźliśmy się poza strefą Schengen, w której na co dzień mieszkamy… no i Polak i Węgier – dwa bratanki… a jednak to w BiH było swojsko 🙂 Kolejną noc spędziliśmy w Tuzli, mieście znanym z wydobycia soli kamiennej już w czasach starożytnych. Spaliśmy na parkingu strzeżonym Panonica 1, nieopodal Jeziora Panonsko, za który zapłaciliśmy 7 KM (tj. 3,5 EUR). Zwiedziliśmy też co-nieco 🙂

Rano wyruszyliśmy do Parku Narodowego Sutjeska, na granicy Bośni i Czarnogóry (wjazd dla auta i dwóch osób to koszt 17 KM). To właśnie tutaj mieliśmy pewne niezakończone sprawy… W 2017 r. nie udało nam się bowiem zdobyć najwyższego szczytu Bośni i Hercegowiny – Maglić. Tym razem: w Górach nie było śniegu, dojechaliśmy autem znacznie dalej, niż poprzednio – na wysokość 1.658 m n.p.m. (oszczędzając sobie dodatkowego pięciokilometrowego spaceru w jedną stronę – przewaga kampervana), wyprawa odbyła się we wrześniu, nie w październiku, więc dzień był dłuższy, wyruszyliśmy na trasę z samego rana, bo noc poprzedzającą wyjście spędziliśmy na starcie. Lepsze planowanie i warunki pogodowe przełożyły się na sukces wyprawy 🙂

Po zejściu z Maglicia zjedliśmy obiad, po czym zjechaliśmy na niższy parking (na wysokość 1.282 m n.p.m., z której dwa lata wcześniej startowaliśmy na szczyt). Droga między “górnym”, a tym niższym parkingiem jest wąska i trudno się na niej minąć z jadącym z naprzeciwka autem; woleliśmy ją pokonać wieczorową porą, gdy ruch jest na niej mniejszy, niż rano. Następnego dnia, po śniadaniu, wyjechaliśmy z Parku Narodowego Sutjeska, kierując się na wybrzeże Czarnogóry.

This entry was posted in Europa, kamper, Korona, podróże, zdobywanie korony and tagged , , , . Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *