Tysla 2016 r. czyli na pokładzie RO-RO’wca :)

Ten post potwierdza, że dobrze jest mieć starszego brata 🙂

Gdy przeżyje się z nim dzieciństwo, to potem jest już z górki. I bywa bardzo interesująco. Przekonaliśmy się o tym w drugim tygodniu sierpnia 2016 r. Andrzej – uzyskując wszelkie niezbędne do tego zgody – zabrał nas wówczas na Tyslę, na której pracuje. Zabrał, bo mógł… Pierwszy oficer całkiem sporo może 🙂

Tysla jest największym statkiem typu RO-RO na świecie. RO-RO to statek, na który ładunek wjeżdża, jak i zjeżdża, na kołach własnych (np. autobus, samochód, kombajn), gąsienicach własnych (np. czołg) lub na kołach / gąsienicach naczep (jachty czy pociągi). Nazwa tego typu statku pochodzi od angielskiego Roll On / Roll Off (czyli wtaczać się / staczać się). Z uwagi na wysokie lub podnoszone (regulowane) pokłady do statku typu RO-RO mieszczą się ładunki, których nie przewiezie “zwykły samochodowiec”.

Tysla mierzy 265 m długości i 32 m szerokości, ma 9 pokładów (z których trzy są podnoszone). Statek wyprodukowany został w 2012 r. w Japonii i należy do floty Wallenius Wilhelmsen Logistics.

Załoga obejmuje 26 osób i jest międzynarodowa, choć wyraźną przewagę liczebną mają Filipińczycy. W czasie naszej wycieczki na Tysli dowodzili Hindusi i Polacy (kapitan i cook pochodzili z Indii, zaś chief officer / pierwszy oficer i chief engineer / główny mechanik – z Polski).

Trasa Tysli jest stała i wiedzie z Europy (wybrzeża Morza Północnego) na wschodnie wybrzeże USA, następnie przez Kanał Panamski do Nowej Zelandii i Australii, dalej do południowo-wschodniej Azji oraz Japonii i Korei, stamtąd najpierw do zachodniego, a potem wschodniego wybrzeża USA, by następnie wrócić do Europy. Taka pętla zajmuje niemal 1/3 roku.

Zaplanowany przez Andrzeja pobyt na statku rozpoczęliśmy w Belgii, w porcie Zeebrugge. Po dwóch dniach w porcie Tysla była gotowa do kolejnego przystanku – portu Bremerhaven w Niemczech, gdzie nawet udało nam się zwiedzić co nieco na lądzie. Ostatnim naszym portem było Southampton w Wielkiej Brytanii.

Oczywiście z tej wyprawy mamy bardzo wiele zdjęć, a to dlatego, że statek (dostępne dla nas jego części) obejrzeliśmy bardzo dokładnie. Niestety nie ma wśród naszej fotograficznej dokumentacji zdjęć maszynowni… gdyż Tomek, który wówczas był operatorem aparatu, był zbyt zaaferowany zwiedzaniem 🙂

Ale zanim statek, to historia do niego dotarcia. Logistycznie skomplikowane okazało się nie tylko dojechanie na czas do Belgii (w sobotę wróciliśmy znad Bałtyku, a w środę mieliśmy być już w porcie), lecz także samo wejście na statek. Przejazd samochodem do Belgii rozłożyliśmy na jeden wieczór i jeden pełny dzień, pod którego koniec zameldowaliśmy się w pensjonacie Bovendek w Knokke-Heist (miejscowości sąsiedniej do Zeebrugge). Pokój, który wynajęliśmy miał pewne wady (wspólna toaleta razem z innym pokojem na piętrze oraz łazienka połączona z pokojem), jednak szereg zalet Pensjonatu sprawia, że miejsce to jest godne polecenia. Pomocna i bardzo życzliwa właścicielka to pierwsza z głównych zalet Bovendek. Drugą są wspaniałe śniadania przez tę Panią przygotowywane 🙂 Inne zalety to wystrój i architektura budynku, rodzinna atmosfera, możliwość korzystania ze wspólnego salonu i samodzielnego przygotowania gorącego napoju w każdym czasie…

W nocy, gdy my smacznie spaliśmy, a nasze ubrania suszyły się po wieczornej ulewie, z którą spotkaliśmy się wracając z obiadu, Tysla wpłynęła do portu. Zignorowaliśmy propozycję Andrzeja, by o 3-4 nad ranem przyjść i zobaczyć wejście statku do portu 🙂 Przed wejściem do portu w Zeebrugge statek pokonać musi śluzę. Andrzej wyjaśnił nam, że tak zorganizowane są wszystkie porty, w których stoją statki opuszczające na nabrzeże rampy, po których ładunek dostaje się na pokład. Brak śluzy przed portem, czyli jego połączenie z otwartym morzem, skutkowałby występowaniem różnic poziomu wody w porcie, w zależności od pływów. A w przypadku opuszczonej na nabrzeże rampy różnice poziomu wody w porcie stanowić mogą znaczny problem, powodując uszkodzenie statku / rampy.

Nad stanowiącą wejście do portu w Zeebrugge śluzą przebiegają dwie drogi – każda z nich na jednym końcu śluzy. Fragment drogi bezpośrednio nad śluzą stanowią zwodzone mosty, które podnoszone są w zależności od potrzeby portu: jeśli do śluzy wpłynąć ma statek – most sunie w górę. Nie ma żadnych stałych godzin, w których dany most jest podniesiony. Kierowcy i piesi – którzy chcieli skorzystać z podnoszonego (podniesionego) mostu – mogą czekać na jego opuszczenie lub skorzystać z drugiego z mostów na śluzie, który wówczas, z uwagi na zamknięcie śluzy z drugiej strony, jest otwarty. Odległość między mostami to 800-900 m (w zależności od strony, od której okrąża się śluzę).

Boleśnie przekonaliśmy się o tym, że podnoszenie mostów może utrudnić życie 🙁

Andrzej wyjaśnił nam, że nie możemy wejść na teren portu samodzielnie (nie mamy ubrania ochronnego, które jest niezbędne do poruszania się pieszo po porcie), nie możemy też wjechać swoim autem (nie mamy przepustki), więc musimy wjechać do portu taksówką. Brat wcześniej przekazał nam, do jakiego nabrzeża portu prawdopodobnie cumować będzie Tysla i podał nam namiary na korporację taksówek, która jest uprawniona do wjazdu na teren portu (ponoć nie każda taksówka może).

Rano, gdy nasze ubrania były już prawie suche, a my gotowi na przygodę – Tomek zadzwonił po taksówkę. Dowiedział się, że będzie dostępna za godzinę. Postanowiliśmy wykorzystać ten czas i przejść bliżej portu. Z posiadanych informacji wynikało, że Tysla stać będzie w głębi portu, więc konieczne jest przejście na drugą stronę śluzy. Ruszyliśmy w kierunku pierwszego z mostów na śluzie (północnego – niebieskiego). Jako, że był podniesiony – mogliśmy obserwować wejście do śluzy jakiegoś “małego” statku. Oczekiwanie na opuszczenie mostu nam się dłużyło, więc zdecydowaliśmy się przejść przez drugi most. Ledwie zdążyliśmy przejść przez południowy (biały) most, gdy rozpoczęło się jego podnoszenie. Tomek zadzwonił po taksówkę (minęła godzina) i okazało się, że trzeba na nią czekać – tym razem – dwie godziny. Celem ustalenia dokładnych wskazówek co do lokalizacji statku zadzwoniliśmy do człowieka, który w Zeebrugge pracuje dla armatora i najlepiej takie rzeczy wie. Okazało się, że statek zacumował w innej części portu, niż miał i że niepotrzebnie przechodziliśmy na drugą stronę mostu. Nasza frustracja rosła. Biały most był wciąż podniesiony, więc – nadkładając niecałe 2 km – przeszliśmy z powrotem na “dobrą” stronę mostem niebieskim, wracając do punktu, w którym byliśmy chwilę przed podniesieniem białego mostu. Podeszliśmy jeszcze kilometr do płotu portu… z tego miejsca widzieliśmy już Tyslę! Kolejny telefon po taksówkę nie przyniósł efektów, ale dostaliśmy numer do innej korporacji. Po 20-30 minutach oczekiwania taksówka przyjechała! I zawiozła nas do portu, pod sam statek (łącznie jakieś 1,5 km) 🙂 Podsumowując: wejście na statek zajęło nam ponad 3 godziny, kosztowało nas 10 euro i wiele kalorii, potrzebnych do przejścia ok. 7 km… tymczasem odległość – w linii prostej – pomiędzy noclegiem a nabrzeżem, przy którym stała Tysla wynosiła zaledwie 2 km. Ale wszystko, w czego zdobycie włożyć trzeba trud – smakuje lepiej. Tak też było w tym przypadku.

Od pierwszych minut na statku chłonęliśmy obrazy, dźwięki, zapachy, ruch… Wkoło działo się dla nas wiele nowego 🙂 Ale po kolei. Najpierw będzie jeszcze trochę o samym statku. Zdziwiliśmy się czystością i wygodą zagwarantowaną załodze. Z pewnością perspektywa nasza jest odmienna od tej, jaką ma marynarz zamknięty na statku nawet 10-12 miesięcy. My odnieśliśmy wrażenie, że warunki socjalne zapewnione członkom załogi są bardzo dobre. Każdy z oficerów ma do swojej dyspozycji kabinę składającą się z dwóch pokoi (sypialni i spokoju dziennego) oraz łazienki. Wielkości kabin oficerów nie są jednakowe: kapitan oczywiście dysponuje największą z nich, z dużymi oknami. Kabiny oficerów znajdują się pokład niżej niż mostek. Pozostali marynarze mają kabiny złożone z jednego pokoju z łazienką. W pokoju marynarzy łóżko jest wydzielone zasłonami, które można zaciągnąć, by odseparować się od reszty pokoju.

Na statku znajduje się siłownia, sala gimnastyczna, przestrzeń, w której posiedzieć można przy barze, zagrać w piłkarzyki czy na PS4 oraz wspólnie obejrzeć film, biblioteka, “wypożyczalnia” filmów, sala na której można zagrać na znajdujących się tam instrumentach muzycznych i potańczyć. Żartowaliśmy, że brakuje tylko basenu, ale okazało się, że na niektórych statkach floty Wallenius Wilhelmsen jest nie tylko basen, ale także boisko do squasha. Tak że tak …

W Zeebrugge Tysla stała dwa dni. W tym czasie statek był ładowany, rozładowywany, tankowany, kontrolowany… Trochę się działo. Praca na statku w czasie pobytu w porcie wre – zwłaszcza jeśli chodzi o pierwszego oficera, który odpowiada m.in. za prawidłowe umieszczenie ładunku. Zadaniem pierwszego oficera jest utrzymanie stateczności, co nie jest proste, gdy równocześnie ładowanych i rozładowywanych jest kilka pokładów. W galerii poniżej zdjęcia wykonane w czasie pobytu w porcie, a także w czasie manewrów – opuszczania portu.

Płynęliśmy całą noc i prawie cały dzień, wieczorem zaś dotarliśmy do Bremerhaven. Szum silnika nie był głośniejszy niż pracujące wentylatory, więc nam w żaden sposób nie przeszkadzał. Początkowo Kasia odczuwała niewielki dyskomfort związany z “bujaniem” statku, lecz szybko się przyzwyczaiła. Dodać należy, że w porównaniu z mniejszymi statkami wpływ fal na Tyslę jest niewielki. W Bremerhaven Tysla spędziła dwie noce i dopiero nad ranem drugiego dnia wyruszyła w dalszą drogę. Skorzystaliśmy z możliwości opuszczenia statku w porcie i zwiedziliśmy Bremerhaven. W porcie czuć było niemiecką organizację 🙂 Załadunek i rozładunek przebiegał w sposób, który wydawał się sprawniejszy niż w Belgii, a na terenie portu kursowały darmowe busy, które przewoziły chętnych do zejścia ze statku do bramy portu i z powrotem. Znacznie ułatwiło nam to wydostanie się z portu.

Rejs do Southampton trwał 1,5 doby. W Bremerhaven uległa zmianie znaczna część załogi. Zgodnie z regulaminem oznaczało to konieczność przeprowadzenia alarmów – celem sprawdzenia, czy poszczególne osoby wiedzą, jak się wówczas zachować, w tym czy znają swoje obowiązki związane z zajmowanym stanowiskiem. Do Southampton dotarliśmy rano, po śniadaniu. Jednak podejście do portu obserwowaliśmy od świtu.

W Southampton nie zabawiliśmy tak długo, jakbyśmy chcieli. Gdy tylko stało się to możliwe – opuściliśmy statek. Ale zanim o podróży powrotnej – to jeszcze trochę zdjęć dokumentujących pracę pierwszego oficera.

W Southampton nadszedł czas na pożegnanie z Tyslą 🙁 Czas nas gonił – mieliśmy niecałe dwa dni, by dotrzeć do samochodu, a nim wrócić do domu. Z portu w Southampton na stację kolejową zostaliśmy podwiezieni, dzięki czemu 40 minut po opuszczeniu statku jechaliśmy już do Londynu. W Londynie metrem dostaliśmy się na dworzec St. Pancras, z którego do Europy kontynentalnej kursuje Eurostar. Po zakupie biletów, w czasie odprawy (jak przed wejściem do samolotu) okazało się, że posiadanie takiego, jak miał przy sobie Tomek, scyzoryka jest w Wielkiej Brytanii zabronione…  Dwadzieścia minut i 20 funtów później wsiedliśmy do Eurostaru: zarówno my, jak i scyzoryk, który przewożony był pod czujnym okiem obsługi pociągu. Dwie godziny później (a właściwie trzy, bo zmieniliśmy strefę czasową) byliśmy w Brukseli. Po odebraniu scyzoryka mieliśmy czas tylko na wyjrzenie przed drzwi dworca i szybki zakup czegoś do picia 🙁 Zaraz potem wsiedliśmy do kolejnego pociągu, do Knokke-Heist. Ostatni odcinek drogi – do Bovendek, gdzie wynajęliśmy pokój na ostatnią noc wyprawy – pokonaliśmy spacerkiem. Następnego dnia, po wspaniałym śniadaniu, ruszyliśmy samochodem do domu. Udało nam się dotrzeć ze statku do Polski w 32 godziny.

Zwiedziliśmy już Tyslą Europę. Może uda się kiedyś przepłynąć dłuższy dystans 🙂

This entry was posted in Europa, podróże and tagged , . Bookmark the permalink.

2 Responses to Tysla 2016 r. czyli na pokładzie RO-RO’wca :)

  1. Marta says:

    Wow! Genialna wycieczka. Zazdroszczę 🙂

  2. Pingback: Bałtyk pod żaglami, czyli rejs Zawiszą Czarnym | blog kitków

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *