Teneryfa 2018 r. – część IV

Wąwóz Masca – ZAMKIĘTY!

Kiedy stopy Kasi wygoiły się po odciskach i można było założyć na nie inne, niż sandały, obuwie – ruszyliśmy na szlaki górskie. Wąwóz Masca, na zachodnim wybrzeżu Teneryfy, jest jedną z bardziej popularnych atrakcji na wyspie. Według naszego górskiego przewodnika również (wiedzie nim trasa nr 26, średniej trudności). 

Pierwszą trudnością okazał się dojazd do punktu startowego, czyli miejscowości Masca. Wybraliśmy drogę najszybszą, zajmującą ok. 1,25 godziny, “południową”, z wykorzystaniem autostrady (Autopista del Sur, TF-1). Jechało się bardzo dobrze, aż do miejscowości Santiago del Teide. Tam zjechaliśmy z autostrady na wąską, górską drogę, pełną serpentyn i nadjeżdżających z naprzeciwka aut 🙂 Poza tym zaczęło mżyć, zrobiło się mgliście i potencjalnie ślisko. Trzeba przyznać, że dotarcie do miejscowości Masca kosztowało nas trochę nerwów. Po zaparkowaniu na sporym parkingu ubraliśmy się w kurtki przeciwdeszczowe i postanowiliśmy przejść się kawałek, by ocenić, jak wygląda szlak (według przewodnika nie należy wybierać się na trasę w razie niepewnej pogody). Zaczęło się nie najlepiej: już schodząc wybrukowaną drogą do początku szlaku traciliśmy przyczepność… Wybrukowanie mocno nachylonej drogi idealnie gładkimi kamieniami nie było najlepszym pomysłem. Ale byli turyści, którzy przemierzali ten odcinek w klapkach (tylko czasem pomagając sobie kolanem lub ręką), więc postanowiliśmy nie rezygnować. Gdy dotarliśmy do miejsca, w którym rozpocząć powinien się szlak, zastaliśmy zagrodzenie z informacją, że szlak jest nieczynny. Zapytaliśmy w pobliskim barze, czy zamknięcie szlaku wynika z panujących warunków pogodowych i podyktowane jest bezpieczeństwem turystów, lecz dowiedzieliśmy się, że przyczyna jest zgoła inna: rozpoczął się remont szlaku, który trwać będzie jakiś czas. Nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy.

Oczywiście nie byliśmy jedynymi turystami, którzy pocałowali przysłowiową klamkę… Szkoda, że informacji o zamknięciu szlaku nie podano np. w Santiago del Teide… Tymczasem: byliśmy po drugiej stronie wyspy, w mżawce, bez planu awaryjnego, a co najgorsze – mieliśmy w perspektywie powrót serpentynami do autostrady… Oczywiście w tej części wyspy nasz przewodnik proponował inne wędrówki, w szczególności z widokiem na klify Los Gigantes, ale żadna z nich nie była możliwa przy złej pogodzie. Postanowiliśmy obejrzeć Los Gigantes z innej perspektywy.

Klify olbrzymów – czyli klify Los Gigantes

Pojechaliśmy do Puerto de Santiago (najpierw pokonując serpentyny, by wydostać się z miejscowości Masca do autostrady). W Puerto de Santiago przynajmniej nie padało. Acantilados de los Gigantes, czyli klify olbrzymów, obejrzeliśmy tak, jak większość turystów: z tarasów widokowych. Klify osiągają wysokość od 300 do 600 metrów. Z miejscowości Los Gigantes u podnóża klifów, wypłynąć można statkiem na obserwację wybrzeża oraz wielorybów i delfinów. 

Los Cristianos – czyli kurort turystyczny ze złotymi plażami

Stwierdziliśmy, że skoro już jesteśmy tak blisko, to możemy odwiedzić jeden z kurortów turystycznych na południu, od których dotychczas stroniliśmy, żeby przekonać się, czy rzeczywiście taki diabeł straszny. Pojechaliśmy do Los Cristianos. 

Choć pogoda nie była najlepsza (niebo było zachmurzone, ale nie padało), a parkingów było wiele, to miejsca na pozostawienie auta szukaliśmy dobrą chwilę. Los Cristianos nie zachowało kanaryjskiego charakteru: z uwagi na dwie, szerokie plaże o złotych piaskach, wykorzystując potencjał turystyczny, miejscowość zabudowana została licznymi, wielopiętrowymi hotelami, wieloma restauracjami i barami. Teraz, z uwagi na rozbudowaną infrastrukturę, miejscowość jest bardzo popularna wśród rodzin z dziećmi, osób starszych i tych, którzy lubią rozrywkę, bo każdy z nich znajdzie w Los Cristianos coś dla siebie. 

Tunele Güímar, czyli jak nie zwiedziliśmy piramid 

Miejscowość Güímar na wschodnim wybrzeżu Teneryfy słynie z piramid. Nie są one zbyt okazałe i wciąż jeszcze nie do końca wiadomo kiedy i dlaczego powstały. Teren zajęty przez sześć schodkowych piramid stanowi muzeum, w którym dodatkowo prezentowane są teorie odnoszące się do ich roli i historii. Nas piramidy jakoś bardzo nie zaciekawiły, ale … u Güímar zaczyna się czarna (trudna) trasa nr 10 z przewodnika, opisana jako “tylko dla ludzi o mocnych nerwach: spektakularna trasa przez kanały wykute w skalnych ścianach”. Nie potrzebowaliśmy dodatkowej zachęty 🙂

Konieczne jest jedno zastrzeżenie: formalnie trasa jest zamknięta dla turystów. Władze Teneryfy ostrzegają (w formie tablicy) przed wejściem na szlak, iż turysta wchodzi nań na własną odpowiedzialność. Kanały, wzdłuż których poprowadzona została trasa, są uszkodzone i zaniedbane, a przejścia zarośnięte. Pamiętajcie o tym, wybierając się na wędrówkę.

Po zejściu do Güímaru, które dało w kość szczególnie naszym palcom u stóp, musieliśmy jeszcze dostać się do auta. Zgodnie z sugestią zawartą w przewodniku – skorzystaliśmy w tym zakresie z taksówki, choć najpierw analizowaliśmy, czy nie damy rady podejść na nogach… Opcję tę odrzuciliśmy i okazało się, że słusznie. Droga z Güímar do zjazdu na Antenas jest wąska, pełna zakrętów, nie ma na niej pobocza, o chodniku nie wspominając. Choć taksówka nie była tania (zapłaciliśmy 15 EUR), to pokonanie tego odcinka na piechotę byłoby bardzo niebezpieczne. Aby uniknąć kłopotliwego zejścia do Güímar i opłacania taksówki można trasę zmodyfikować – wracając do auta po własnych śladach, po przejściu wszystkich tuneli, lub nawet wcześniej (przewodnik wskazuje, że można sobie “odpuścić” ostatni, ten z rurociągiem, i przed nim zawrócić). Tak czy siak, trasę tuneli w Güímarze polecamy wszystkim, którzy doświadczyć chcą dreszczyku emocji i gotowi są do przezwyciężania niedogodności, by nacieszyć oczy wspaniałymi widokami.

Duża pętla do Faro de Anaga – czyli do góry, w dół, do góry, w dół, do góry, w dół i do góry

Na ostatnią wędrówkę na Teneryfie wybraliśmy trasę nr 64 (trudna, różnica wysokości 1.100 m). Zgodnie z jej opisem, to: “Okrążenie w wielkim stylu po najbardziej wysuniętej na północny-wschód części Teneryfy”. Tym samym wróciliśmy w Góry Anaga.

Playa De Las Teresitas i La Laguna, czyli plażujemy i zwiedzamy 

Ostatniego dnia pobytu na Teneryfie postanowiliśmy odpocząć 🙂 I to nie byle gdzie, lecz na słynnej plaży Playa De Las Teresitas, położonej nieopodal Santa Cruz (na północny-wschód od stolicy), chętnie fotografowanej jako jeden z symboli wyspy. Plaża ta jest plażą publiczną, dostęp na nią nie jest ograniczony. Przy plaży znajduje się rozległy parking, kilka barów, bezpłatne toalety i przebieralnie oraz miejsca, gdzie można wypożyczyć leżaki. Na Playa De Las Teresitas spędziliśmy kilka godzin, co było dla nas nie lada osiągnięciem 🙂

Po południu pojechaliśmy do miasta La Laguna (którego pełna nazwa brzmi San Cristóbal de La Laguna), położonego nieopodal stolicy wyspy, w głębi lądu. Miasto słynie z licznych zabytków, z uwagi na które zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, powstałego na początku XVIII w. uniwersytetu, który działa do dziś oraz tramwaju, który łączy miasto ze stolicą wyspy. To miasto studenckie, pełne barów i miejsc, gdzie można dobrze zjeść (tak przynajmniej twierdzi nasz przewodnik). Niestety nie mieliśmy okazji sprawdzenia tych informacji, gdyż wszystkie te miejsca były zamknięte. Być może niedziela po południu to po prostu nie jest najlepszy moment na jedzenie obiadu na Teneryfie 🙁

Czy Teneryfa nam się podobała? Bardzo! Czy dwa tygodnie pobytu wystarczą na jej zwiedzenie? Nie! Co najlepiej robić na Teneryfie? Chodzić! Gdzie koniecznie należy pójść? W Góry Anaga, na El Teide i do tuneli Güímar! A jeśli wolimy mniej aktywny wypoczynek? To nie ma sensu czytać naszego bloga! 

This entry was posted in Góry, podróże and tagged , , , . Bookmark the permalink.

One Response to Teneryfa 2018 r. – część IV

  1. Marta says:

    Ależ ja Wam zazdroszczę 😉

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *