Elberadweg 2018 r., czyli rowerami przez NRD :D

Ostatnio usłyszeliśmy – z kilku niezależnych źródeł – wiele pozytywnych opinii na temat tzw. Szwajcarii Saksońskiej. To górska kraina, położona nieopodal Drezna, obfitująca w wyrzeźbione przez erozję skały o zadziwiających kształtach. Trochę jak w Górach Stołowych, tylko że bardziej 🙂 Kraina ta dociera do granicy z Czechami, a po jej drugiej stronie znajduje się Czeska Szwajcaria. Szybki rekonesans w internecie pozwolił nam przekonać się, że rzeczywiście warto tam pojechać. Internet podpowiedział nam także, że przez tę piękną krainę prowadzi najbardziej uczęszczana ścieżka rowerowa w Niemczech, stanowiąca też jedną z największych atrakcji turystycznych u naszych zachodnich sąsiadów. Ścieżka rowerowa nazywa się Elberadweg, bo poprowadzona jest wzdłuż Łaby (niem. Elbe).

Elberadweg zaczyna się w Czechach, nieopodal źródeł Łaby (Špindlerův Mlýn), ma długość 1220 km i kończy w niemieckim Cuxhaven, gdzie Łaba uchodzi do Morza Północnego. Oczywiście, jak tylko w oczy wpadła nam kolejna, po przejechanej już w całości Oder-Neiße-Radweg, niemiecka ścieżka rowerowa, przestaliśmy się zastanawiać w jaki sposób chcemy przedostać się przez Szwajcarię Saksońską.

Nie musieliśmy używać kalkulatora, by stwierdzić, że nie uda nam się przejechać całej trasy w pięć dni i jeszcze wrócić do domu na poniedziałek 🙂 Jak zwykle było już trochę za późno, by wszystko przemyśleć przed planowaniem. Tak to jest, jak się podejmuje decyzje trzy doby przed wyjazdem… Pominęliśmy więc myślenie i skupiliśmy się na planie. Wyszło nam, że zdołamy przejechać trasę od Magdeburga do Bad Schandau, znajdującego się nieopodal granicy z Polską, docierając do Szwajcarii Saksońskiej ostatniego dnia pedałowania. Tak wyznaczona trasa wiodła na skos przez terytorium byłej NRD. W odniesieniu do tej wyprawy postanowiliśmy korzystać z tej, nieaktualnej już, nomenklatury 😀

Dzień I: z Wrocławia do Magdeburga (bez użycia rowerów)

Plan: “bezproblemowy dojazd – transportem kombinowanym – do Magdeburga”, czyli:

  • rano prężnie zbieramy się do wyjazdu: jemy śniadanie, szykujemy wałówkę, szybko ogarniamy rowery i pakujemy je na auto, wraz z wcześniej przygotowanymi sakwami
  • samochodem bez trudu docieramy autostradą do Görlitz, a stamtąd dalej do Bad Schandau, gdzie parkujemy na wielgaaaaachnym parkingu pod stacją kolejową i sprawnie kulbaczymy rowery
  • na stacji bez jakichkolwiek przeszkód kupujemy bilety kolejowe do Drezna i wygodnie przemieszczamy się doń pociągiem z rowerami, zostawiając auto w Bad Schandau
  • w Dreźnie przesiadamy się z rowerami na pociąg do Magdeburga, na który bilety kupiliśmy przez internet, a w Magdeburgu jemy pyszną kolację i zwiedzamy miasto.

Rzeczywistość: “więcej szczęścia niż rozumu”, czyli:

  • Choć wstaliśmy bez marudzenia i działaliśmy błyskawicznie, to zawiedliśmy przy szykowaniu rowerów. Nasze “garażowe opóźnienie” spowodowało, że wyjechaliśmy w trasę 20 minut później, co oznaczało, że 30-minutowy zapas, który zostawiliśmy sobie od planowanego przyjazdu do Bad Schandau do odjazdu pociągu, skrócił się do 10 minut. Stwierdziliśmy, że nadrobimy na autostradzie. Nic bardziej mylnego!
  • Na niemieckiej autostradzie był remont. Nie planowaliśmy jechać tą autostradą, więc się remontem nie przejęliśmy. Niestety, wywołane nim korki spowodowały zablokowanie także polskiej autostrady. Po godzinie jazdy szacowany przez nawigację czas dojazdu na stację wskazywał, że nie zdążymy na pociąg. Zmieniliśmy trasę, wcześniej opuszczając autostradę i omijając zbliżające się utrudnienia; w nerwach jechaliśmy dalej. Na stację przybyliśmy jakieś 8 minut przed odjazdem pociągu. A przy stacji – wielgachny parking wyglądał na całkowicie zapełniony. Chwilę zajęło nam znalezienie wolnego miejsca, które – na szczęście – się uchowało.
  • W ekspresowym czasie wypakowaliśmy rowery, uzbroiliśmy je w sakwy i popędziliśmy do automatu z biletami, który oferował tyle opcji sprzedaży, że czas zakupu biletów się wydłużył. Na peronie stanęliśmy jakieś dwie minuty przed odjazdem pociągu. W pociągu, gdy już znaleźliśmy dla rowerów i siebie jakieś miejsca – stwierdziliśmy, że mamy więcej szczęścia, niż rozumu 🙂
  • W Dreźnie zaczęło nam się układać zgodnie z planem: przesiedliśmy się do pociągu jadącego do Magdeburga, na miejscu byliśmy przed 18, rozkulbaczyliśmy się w IntercityHotel Magdeburg, w którym mieliśmy zarezerwowany pierwszy nocleg. Rowery zaparkowaliśmy w podziemnym parkingu, zjeżdżając doń wygodną, długą windą. Hotel spełnił nasze oczekiwania i był dostosowany dla rowerzystów.
    Bez ociągania ruszyliśmy na kolację, bo kiszki marsza nam grały. Do jedzenia wybraliśmy Currywurst, niemieckiego fast food’a, czyli grillowaną kiełbasę posypaną curry i polaną ketchupem, którą zjedliśmy z frytkami. Choć byliśmy głodni – Currywurst nie przypadła nam do gustu i tego dania nie polecamy 🙁 Przed snem pozwiedzaliśmy trochę miasto. Szczegóły w galerii.

Dzień II: rowerami z Magdeburga do Dessau-Roßlau

Planowaliśmy wyruszyć z Magdeburga wczesną porą, bez ociągania. Ale … mimo tego, że nie wylegiwaliśmy się w łóżkach do późna, a na śniadaniu spotkaliśmy innych rowerzystów, to z hotelu wyjechaliśmy jako ostatni amatorzy dwóch kółek. Doszliśmy do wniosku, że w NRD mają jakieś zakrzywienia czasu. Niezrażeni, ruszyliśmy w drogę. Tego dnia przejechaliśmy niecałe 95 km.

W Dessau-Roßlau zarezerwowaliśmy nocleg w niewielkim hotelu City-Pension Dessau-Roßlau, który mieścił się na ostatnim piętrze w bloku. W hotelu znajduje się kilkanaście pokoi, recepcja i jadalnia, w której serwowane jest śniadanie. Nasz pokój był nadzwyczaj duży, śniadanie pyszne, a obsługa bardzo pomocna. Dla gości hotelu, którzy przyjeżdżają na rowerach, do dyspozycji jest przestronne pomieszczenie na parterze, w którym wygodnie zaparkować można rumaki. Kolację zjedliśmy w Pizzerii Castello, gdzie było smacznie, choć nie doczytaliśmy drobnych liter przy promocji “dzień pizzy” i zdziwili przy płaceniu rachunku.

Dzień III: rowerami z Dessau-Roßlau do Dommitzsch

Po pożywnym śniadaniu, znów jako ostatni spośród rowerzystów, wyruszyliśmy na trasę. Przez pierwszy kilometr towarzyszyło nam pojękiwanie przy każdym zetknięciu pośladków z siodełkiem i głośniejsze syknięcia przy mijaniu nierówności terenu. Potem się przyzwyczailiśmy.

Najpierw pooglądaliśmy jeszcze samo miasto. Potem, w drodze do Dommitzsch, gdzie zarezerwowaliśmy pokój, odwiedziliśmy Park Wörlitz oraz Wittenbergę. Obie atrakcje są godne polecenia i leżą na trasie ścieżki rowerowej, więc nie trzeba nadkładać drogi, by je zobaczyć. Poświęcić trzeba jednak trochę czasu. W każdym razie my tak zrobiliśmy, więc na nocleg dotarliśmy całkiem późno. Tego dnia przejechaliśmy kolejne “niecałe 95 km”.

W Dommitzsch spaliśmy w Pension & Guest House Dommitzsch. Pensjonat ten także zajmował ostatnie piętro, ze skosami, w trzypiętrowym budynku mieszkalnym, jednak jego powierzchnia była znacznie mniejsza niż poprzedniego hotelu, a pokoje były dwa. Skusiliśmy się na przystępną cenę, ale tego pensjonatu nie możemy polecić: nasz pokój – z dwoma osobnymi łóżkami – był bardzo mały i niefunkcjonalny, a jedno okno połaciowe, na poddaszu, latem, nie zapewniło wystarczającego przepływu powietrza (do tego w nocy była burza i musieliśmy je zamknąć, bo deszcz padał na jedno z łóżek). Największym minusem okazało się jednak śniadanie, które trzeba było sobie samodzielnie przygotować, bez dostępu do kuchni czy aneksu, lecz w pokoju, w którym niemal niemożliwe było jednoczesne poruszanie się dwóch osób.

Smaczną kolację zjedliśmy w restauracji Schmidtalien, przy kościele, w samym “centrum” miejscowości.

Dzień IV: z Dommitzsch do Meißen

Tego dnia do przejechania mieliśmy najdłuższy dystans (niemal 110 km), z metą w Meißen (Miśnia). Po drodze zawitaliśmy do miejscowości Torgau, oglądając m.in. zamek Hartenfels. W czasie II wojny światowej, 25 kwietnia 1945 r. nad Łabą w Torgau, spotkały się wojska alianckie – amerykańskie i radzieckie. W miasteczku spędziliśmy sporo czasu i potem brakło go na zwiedzanie innych atrakcji na trasie. Lekki obiad – w postaci Flammkuchen’ów, czyli alzackich podpłomyków – zjedliśmy tego dnia na trasie, tuż pod Meißen, w restauracji przy hotelu Knorre

W Meißen Wzgórze Zamkowe zwiedziliśmy niestety jedynie z daleka. Podjechaliśmy na chwilę na rynek, po czym ruszyliśmy na nocleg, do Hotelu Siebeneichen. Przeczytaliśmy w opiniach, że rowerzystom nie jest tam łatwo się dostać, bo hotel znajduje się na wzniesieniu. Na dodatek Tomek znalazł skrót, który rzeczywiście zmniejszał liczbę metrów do przejechania, ale wcale nie niwelował wysokości do pokonania … zatem: było stromiej, niż “nie-skrótem”. Na samo wspomnienie tego podjazdu pieką nas mięśnie nóg. Po przejechaniu ponad 100 km taka “górka” była prawdziwym wyzwaniem. Pomijając pot przelany przy dojeździe do hotelu – sam nocleg okazał się bardzo sympatyczny: pokój był przestronny, z balonem, a w dużej łazience była wanna, która pomogła Kasi dojść do siebie. Rowery mogliśmy zostawić w podziemnym parkingu, a śniadanie było smaczne.

Dzień V: z Meißen do Bad Schandau

Ostatniego dnia wyprawy wreszcie mieliśmy dojechać do Szwajcarii Saksońskiej. Najpierw jednak, na naszej trasie – liczącej ok. 75 km – leżało Drezno, które bardzo chcieliśmy zobaczyć. Dość szybko dotarliśmy do centrum Drezna, w którym, trzeci dzień (!), trwał 20. Festyn Miejski CANALETTO, gromadzący ponoć ok. 0,5 miliona uczestników. Według naszych pobieżnych szacunków, liczba była trafiona 🙂 W związku z festiwalem w centrum miasta rozstawione były sceny i widownie z miejscami do siedzenia, sprzęt nagłaśniający i bary z piwem. Miejsca w ścisłym centrum nie było zatem prawie wcale. Wzdłuż Łaby odbywały się także jakieś wydarzenia, sprzedawane były smakołyki, a w każdym razie jedzenie 🙂 Z uwagi na dużą liczbę uczestników festiwalu ograniczony został ruch rowerowy. To zdecydowanie nie był dobry czas na zwiedzanie miasta 🙁 Przejście przez ścisłe centrum, na które nalegała Kasia, okazało się – z rowerami – nie lada sztuką. Szybko pomknęliśmy nad rzekę i po wydostaniu się z tłumów, ruszyliśmy w dalszą drogę. Obiecaliśmy sobie, że do Drezna wrócimy, bo choć tego dnia miasto nas nieco przeraziło, to wierzymy, że pod tymi wszystkimi uczestnikami festiwalu, naprawdę jest co oglądać.

Szwajcarię Saksońską obejrzeliśmy z dystansu. Do niej też chcemy wkrótce powrócić, ale z pewnością bez rowerów. Właściwie to dawno nie byliśmy w Górach 🙁

Elberadweg jest drugą, po Oder-Neiße-Radweg, niemiecką ścieżką rowerową, z której korzystaliśmy. I, tak samo jak pierwsza, bardzo nam się podobała. Zdecydowanie potwierdzić możemy, że jest jedną z atrakcji turystycznych Niemiec. Zdarzały się co prawda miejsca, gdzie oznaczenia szlaku nie były wystarczające i gubiliśmy drogę, kontynuując przejazd trasą alternatywną. Zdarzały się także całkiem długie fragmenty, gdy ścieżka prowadziła wzdłuż drogi, więc jej walory krajobrazowe były niewielkie. Mimo wszystko trasę tę ocenić należy na piątkę. Dla turystów niebagatelne znaczenie powinien mieć fakt, iż ścieżka łączy wiele ciekawych i wartych odwiedzenia miejsc / miast, które oddalone są od siebie o rozsądną liczbę kilometrów, co umożliwia połączenie zwiedzania z aktywnym wypoczynkiem na rowerze. W naszym przypadku mamy lekki niedosyt, jeśli chodzi o zwiedzanie (w każdym razie Kasia ma), z pewnością bowiem nie udało nam się poznać mijanych miast w takim wymiarze, jak na to zasługują; my mamy o nich tylko jako-takie pojęcie. Ale wydaje nam się, że jak na pięciodniowy wypad i tak udało nam się sporo zobaczyć. Dla tych, którzy czasu mają więcej i lubią niespieszne poznawanie nowych miejsc, proponujemy rozważenie opcji: jeden dzień na rowerze, jeden zwiedzania. Noclegi rozplanować można wówczas jedynie w interesujących miejscach, które eksplorować można przez następną dobę.

Jeśli zależy Wam na tym, by pojeździć na rowerze, to zachęcamy do zorganizowania wypadu podobnego do naszego. Jeśli jednak chcecie zwiedzić Saksońską Szwajcarię, to nie jedźcie doń na rowerach; tam należy udać się na wędrówkę górską! Chyba że jesteście w stanie połączyć jedno z drugim 🙂

This entry was posted in Europa, podróże, rowery and tagged , , , , . Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *