Teneryfa 2018 r. – część I

W 2018 r. chcieliśmy, jak rok wcześniej, wybrać się na wakacje kamperem. Gdy wreszcie ustaliliśmy czas urlopu (tj. październik, ale nie cały 🙂 ), okazało się, że “nasz” kamper (czyli ten, z którego korzystaliśmy w ubiegłym roku) jest niedostępny. Chwilę zajęło nam przetrawienie tej informacji. Potem rozważaliśmy różne opcje: wyjazd autem za granicę, wakacje w Polsce, wylot za granicę… Od wędrówki górskiej w Beskidach, odwiedzin w Białowieży, przez wyprawę autem do Bułgarii, aż po przelot do hiszpańskiej Malagi … wybraliśmy Teneryfę 🙂

Teneryfa jest jedną z siedmiu większych wysp wchodzących w skład archipelagu Wysp Kanaryjskich. Wszystkie z wysp są pochodzenia wulkanicznego. Choć politycznie Teneryfa przynależy do Hiszpanii, to z punktu widzenia geograficznego stanowi już część Afryki (w linii prostej z wyspy do wybrzeża Afryki jest niespełna 300 km, a do Hiszpanii o 1.000 km dalej). 

Na Teneryfę polecieliśmy Wizzair’em z Pyrzowic (już nie pamiętamy dlaczego – albo na lot z Wrocławia już nie było miejsc, albo były znacząco droższe). Auto zostawiliśmy na parkingu Wczasowicz, oddalonym 700 m od terminalu lotniska. Dowóz z parkingu do lotniska jest w cenie, która za 14 dni wyniosła 90 zł. 

Na Teneryfie wynajęliśmy apartament w północno-wschodniej części wyspy, nieopodal stolicy (Santa Cruz de Tenerife), w miejscowości Radazul. Radazul Luxury Apartment Tenerife skusił nas swoją lokalizacją, wyglądem, garażem podziemnym i … śniadaniami serwowanymi w apartamencie. Niestety na miejscu okazało się, że opisane w ofercie “co dzień serwowane w apartamencie śniadania” to w rzeczywistości chleb tostowy, porcjowane masło i dżem oraz owoce, które zaserwować na śniadanie muszą sobie sami goście. Gospodarz, zapytany o rozbieżność pomiędzy opisem apartamentu, a stanem faktycznym nie widział problemu. Postanowiliśmy nie psuć sobie urlopu i przejść nad tym do porządku dziennego. W apartamencie ujawniły się także inne mankamenty (np. dziwny zapach szafy w sypialni, przykrótkie łóżko, niezbyt czysta pościel czy brak wystarczającej ilości papieru toaletowego), wobec czego miejscówki tej, mimo wygodnego garażu podziemnego i lokalizacji z dala od turystycznego tłumu, a nieopodal niewielkiej plaży, NIE POLECAMY.

Na Teneryfie są dwa lotniska: na północy i na południu. My korzystaliśmy z tego południowego. Transport z lotniska do apartamentu i komunikację po całej wyspie zapewniliśmy sobie wypożyczając samochód. I polecić możemy firmę, z której usług w tym celu korzystaliśmy, tj. CICAR (chyba od Canary Islands CAR…). Dzień przed wyjazdem dokonaliśmy internetowej rezerwacji samochodu, w związku z czym na lotnisku sprawy formalne załatwiliśmy błyskawicznie. W ramach miłej niespodzianki trafiła nam się bardziej wypasiona wersja auta, z automatyczną skrzynią biegów, w cenie manualnej 🙂 

Przed każdą naszą wyprawą zaopatrujemy się w mapy i przewodniki (oczywiście w niezawodnej Księgarni Podróżnika, która już powinna zacząć nas sponsorować za tą nieustającą reklamę 🙂 ). Tym razem, przeglądając ofertę Księgarni natrafiliśmy na przewodnik zawierający 80 tras wędrówek po wybrzeżu i górach na Teneryfie (jest on dostępny także m.in. w Empiku). Zakup tej niewielkiej książeczki (bardzo poręcznej i szczegółowej) okazał się kluczowy dla zaplanowania naszego pobytu na wyspie. Każda z 80 tras oznaczona jest kolorem, wskazującym na stopień trudności (łatwa – średnia – trudna). Wszystkie trasy zaznaczone są na mapie całej wyspy, a przy opisie poszczególnych wędrówek znajduje się mapka, czas przejścia oraz rysunek obrazujący przewyższenia na trasie. Do tego każda wycieczka (zaplanowana najczęściej jako pętla) jest szczegółowo opisana – skąd wyjść, jak tam dojechać autobusem, gdzie zaparkować auto, gdzie zjeść, jakie są ograniczenia w dostępie, kiedy na trasę nie iść, z jaką inną wycieczką można połączyć trasę, jak można zmodyfikować przejście itp. Dodatkowo autorzy czternaście wycieczek oznaczyli jako TOP, wskazując, które – ich zdaniem trasy – są najbardziej godne uwagi (wszystkie trasy, które pokonaliśmy w czasie pobytu na Teneryfie były TOP). Na dodatek okazało się, że zakup mapy turystycznej nie był konieczny, bo w przewodniku wskazano stronę internetową (oraz dane do logowania), z której pobrać mogliśmy na telefon dane GPS z oznaczeniem każdej z tras. Patrzenie w mapę można zatem było zastąpić śledzeniem szlaku na telefonie. Słowem: jeśli chcecie na Teneryfie spędzać czas na wędrówkach, koniecznie rozważcie zakup tego przewodnika.

Teneryfa jest najbardziej zróżnicowaną spośród Wysp Kanaryjskich. Nas oczywiście najbardziej interesował górujący nad wyspą wulkan El Teide, ale oczywiście większości osób wyspa kojarzy się raczej z wypoczynkiem na plaży. To raj także dla uprawiających sporty wodne (surfing, kitesurfing). Na Teneryfie sporo jest także kolarzy, których spotkać można właściwie na każdej wyasfaltowanej górskiej drodze. Spotkaliśmy także licznie reprezentowanych biegaczy górskich, którzy imponowali nam swoją szybkością i wytrzymałością. Wygląda na to, że zarówno rodziny z małymi dziećmi, osoby starsze, amatorzy plaż i fal, biegacze, piechurzy, rowerzyści, kajakarze, golfiści, nurkowie, a nawet paralotniarze, znajdą coś dla siebie. Dla porządku zaznaczyć należy, że na Teneryfie nie mają czego szukać miłośnicy sportów zimowych. Bo choć śnieg na wyspie występuje (na szczycie El Teide), to z góry zjeżdżać na deskach lub jednej nie można, a w każdym razie tak nam się wydaje 🙂

Pogoda na Teneryfie – jak na wszystkich chyba wyspach na oceanie, na których są góry – zależy od tego, na której części wyspy się znajdujemy. Południe wyspy jest cieplejsze, a przez to bardziej suche i mniej zielone. To własnie na południu Teneryfy znajduje się większość kurortów, do których przyciągają turystów słoneczne i piaszczyste plaże oraz wysoka temperatura. Północ wyspy jest nieco chłodniejsza, bo od gorącego powietrza znad Afryki oddzielona jest przez ponad 3.700 metrów zastygłej lawy, czyli El Teide :). Dzięki temu na północy jest nieco chłodniej, znacznie wilgotniej, a przez to bardziej zielono. A w centrum wyspy jest wulkan. Wraz ze wzrostem wysokości spada temperatura i często pojawiają się zamglenia, a nawet opady. Oczywiście trzeba także pamiętać, że będąc na wysokości 2.000 m n.p.m. jest się też 2 km bliżej do słońca, niż będąc na plaży, więc nie należy zapominać o ochronie przeciwsłonecznej. Gdy więc macie w planach podróżowanie po Teneryfie – koniecznie zaopatrzcie się w coś przeciwdeszczowego, nawet, jeśli ma to potem zostać w bagażniku auta. Nam zdarzyło się wyjechać z apartamentu bez dodatkowego okrycia, bo było 24 °C, a po chwili temperatura spadła o 10° lub zaczynało padać.

Radazul – nieturystyczna miejscowość nieopodal stolicy wyspy

Pierwszego dnia po przylocie postanowiliśmy zrobić rekonesans po najbliższej okolicy. Krótki spacer do portu i położonych nieopodal niego plaż i z powrotem okazał się być bardzo męczący. Było bardzo gorąco. Resztę dnia spędziliśmy na plaży (położonej najbliżej apartamentu). Dobrze, że mieliśmy do dyspozycji parasol, bo bez niego nie bylibyśmy w stanie sobie poradzić. Nawet stopa nie mogła wystawać z kręgu cienia tworzonego przez parasol: bo od razu piekła 🙂 . Czuliśmy się jak wampiry, którzy w zetknięciu z promieniami słonecznymi zaczynają się palić. Do tego ciemna plaża (z drobniutkich kamieni) była tak nagrzana, że dostanie się spod parasola do wody wyglądało jak trójskok i to z minimalnym rozbiegiem 🙂 Udało nam się wysiedzieć na plaży chyba ze 3 godziny! Nasze obserwacje z tego dnia są następujące: na “naszej” plaży większość plażowiczów stanowili mieszkańcy Teneryfy, a w każdym razie Hiszpanie; sporo osób przychodziło na plażę bez towarzystwa, na godzinę – dwie, jakby był to ich codzienny rytuał – wypoczynek po pracy; większość kobiet opalała się topless; nasze blade sylwetki raziły na tle ciemnej plaży i naszych śniadych sąsiadów 🙂

Po pierwszym, leniwym dniu, Kasię już prawie roznosiło 🙂 . Koniecznie chciała iść w Góry. A Gór na Teneryfie jest całkiem sporo. Najwyższe “wzniesienia” są w środkowej części wyspy; El Teide liczy 3.718 m n.p.m. a w jego okolicy też jest po czym chodzić. Na północnym wschodzie znajduje się pasmo Gór Anaga, którego wysokość w najwyższym punkcie nieznacznie przekracza 1000 m n.p.m. A na północnym zachodzie wyspy znajduje się pasmo Teno, o najwyższym szczycie mierzącym ponad 1.300 m n.p.m.

Według naszego przewodnika, a także tablicy pod El Teide, na Teneryfie szlaki znakowane są zgodnie ze standardami Europejskiego Stowarzyszenia Turystyki Górskiej (ERA). Dzielą się na szlaki: długie (GR Sendero de Gran Recorrido, oznaczone kolorami białym i czerwonym), krótkie (PR Sendero de Pequeño Recorrido, biało-żółte) oraz lokalne (Senderos Locales, do 10 km, oznaczone kolorami białym i zielonym).

Okazuje się, że my głównie chodziliśmy żółtymi szlakami. 

Góry Anaga: szlak z Afuru przez Playa de Tamadite do Taganany 

Na pierwszy ogień wzięliśmy najbliżej naszego apartamentu położone Góry Anaga. Z punktu widzenia geologicznego – to najstarsza część wyspy. Pasmo Anaga zostało uznane za Rezerwat Biosfery UNESCO, bowiem porasta je las laurowy (wawrzynowy, wiecznie zielony), który niegdyś występował na wszystkich wybrzeżach Morza Śródziemnego, a dziś przetrwał jedynie na cieplejszych wyspach Oceanu Atlantyckiego (w tym na Maderze i Azorach). 

Przygodę z pasmem Anaga rozpoczęliśmy od jednej z upatrzonych tras z przewodnika (trasa 56, średnio trudna). Zgodnie z przewodnikiem: “okrężna trasa z Afur przez Playa de Tamadite do Taganany należy do najciekawszych szlaków po górach Anaga i fascynuje przede wszystkim przepięknymi widokami podczas wędrówki wzdłuż wybrzeża”.

Poniżej nasza relacja z wycieczki.

I jeszcze mapa z wykresem:

Pasaje Lunar, czyli księżycowy krajobraz na Ziemi

Kolejny dzień – kolejna wyprawa. Posiłkując się naszym przewodnikiem wybraliśmy trasę nr 74 Paisaje Lunar, czyli księżycowy krajobraz (łatwa, w środkowej części wyspy). Zgodnie z opisem: “Wyjątkowy, wręcz księżycowy krajobraz okolic zalicza się do największych cudów natury na wyspie: podobne do minaretów, dziwaczne, jasnobeżowe pumeksowe kolumny wyrastają po obu stronach Barranco de las Arenas, a kontrastują z nimi jasnozielone sosny – prawdziwy bajkowy krajobraz!”.

Tego dnia, choć nie padało, to pogoda była jeszcze mniej sprzyjająca niż dzień wcześniej… Szczegóły znajdziecie w galerii.

Z tej wędrówki nie mamy wykresu, bo skończył się nam prąd w zegarku 🙁 Trasa liczyła ponad 13 km i nie była technicznie trudna, choć suma podejść na trasie to ok. 750 m. 

Garachico, czyli kanaryjskie miasto na północnym wybrzeżu

Wędrowaliśmy na wschodzie, wędrowaliśmy w centrum wyspy, do wędrowania na południu nas nie ciągnęło (bo Gór nie ma), więc … pojechaliśmy na zachód, na półwysep Teno. Po drodze zahaczyliśmy o Garachico. W mieście nie ma dużej plaży, dzięki czemu nie stało się ono kurortem turystycznym, lecz zachowało kanaryjski charakter.

Góry Teno – trasa z El Palmar do Teno Alto

Po wizycie w Garachico ruszyliśmy na półwysep Teno. Wybraliśmy na wędrówkę trasę nr 22 (trudność średnia, z El Palmar do Teno Alto i – przez szczyt Baracán – z powrotem do El Palmar). Pogoda tym razem nam dopisała 🙂

Guajara – czyli rozgrzewka przed El Teide

Jak się możecie domyślać naszym głównym celem pobytu na Teneryfie było zdobycie najwyższego szczytu Hiszpanii, czyli El Teide. Poszczególne dni wyjazdu staraliśmy się zaplanować tak, by właściwie przygotować się do wejścia, tzn. odpowiednio się rozruszać, ale nie przemęczyć, a przed “atakiem szczytowym” odpocząć. Na ostatni etap treningu wybraliśmy wejście na Guajarę, mierzącą 2.718 m n.p.m., czyli dokładnie kilometr mniej, niż El Teide 🙂

Guajarę zdobywaliśmy korzystając oczywiście z przewodnika i opracowanej przez jego autorów trasy nr 73 (średnio trudna, TOP, z Parador Nacional). Tak planowaliśmy, że ta wycieczka przypadła na sobotę. A punkt startowy tej wycieczki do taka Palenica Białczańska na Teneryfie… słowem: przybywa tam wiele osób (samochodami) i wyrusza w Góry lub na krótki spacer po okolicy, albo wjeżdża kolejką na wulkan.

U nas z porannym wstawaniem na Teneryfie nie było zbyt łatwo… Głównie z tego względu, że słońce na Teneryfie w październiku późno wschodzi i dopiero przed godziną 8 robi się jasno. Do tego do Parador Nacional mieliśmy kawałek do przejechania. A po drodze byliśmy na kilku punktach widokowych… I wszystko to spowodowało, że jak przyjechaliśmy na miejsce, to nie bardzo mieliśmy możliwość wybrzydzania z miejscem do parkowania: zajęliśmy pierwsze, które zobaczyliśmy, bo być może było jedyne 🙂 Stwierdziliśmy, że w weekend panuje tu niezły tłok. 

Gdy ruszyliśmy na szlak w kierunku Guajary przekonaliśmy się jednak, że nasz cel wędrówki nie jest zbyt popularny. W ciągu całego dnia nie spotkaliśmy nikogo, kto szedłby w tym samym kierunku, co my, ale mijaliśmy kilka grup idących z naprzeciwka (wszyscy turyści wybrali pokonanie pętli w kierunku zgodnym ze wskazówkami zegara; a my szliśmy pod prąd). Czas przejścia wydłużyliśmy sobie o jakieś 40 minut, bo bezskutecznie usiłowaliśmy odnaleźć alternatywny szlak prowadzący na szczyt, proponowany przez przewodnik. Gdy pojawiły się kłopoty z gps’em – przez dłuższy czas, wśród wielkich kamieni i suchej roślinności, błąkaliśmy się w poszukiwaniu ścieżki, na którą nie udało nam się natrafić. Zrezygnowani wróciliśmy na “zwykłą” trasę. Nasze perypetie widać doskonale na wykresie (okolice 5. kilometra). 

This entry was posted in Góry, podróże and tagged , , , , , , , , . Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *