Japonia 2012 r.

W rocznicę wyprawy zamieszczamy relację z naszej najdalszej, najdłuższej i najbardziej egzotycznej spośród dotychczasowych podróży. Japonia 2012.

Pierwsze zdanie z naszego przewodnika brzmi: “Japonia to przede wszystkim archipelag”. Faktem jest, że położenie kraju na wyspach posadowionych na styku płyt tektonicznych, determinuje wiele zastosowanych tam rozwiązań. Naszym zdaniem Japonia to jednak przede wszystkim Japończycy.

Powszechnym jest przekonanie, że Japończycy wierzą, iż przewyższają inne narody we wszystkim (poza wzrostem może:). Obraz wartościowego obywatela Kraju Kwitnącej Wiśni jest na co dzień potwierdzany (japońskie określenie obcokrajowca – “gajdzin”, ma wydźwięk pejoratywny). Wiara w wyjątkowość Japończyków nie dziwi, jeśli weźmie się pod uwagę, że ojcowie narodu – cesarze Japonii, uznawani byli za pochodzących od bogów (dopiero klęska Japonii w czasie II wojny światowej spowodowała odcięcie się od tej idei). Podkreślić jednak musimy, że w czasie naszej podróży nie mieliśmy jakichkolwiek negatywnych odczuć związanych z japońską dominacją.

Nasze obserwacje sprowadzają się raczej do następującej: Japończycy nie są narodem indywidualnych obywateli, lecz raczej kolektywem. Jednostka jest przede wszystkim elementem większej całości; na dalszy plan schodzą jej potrzeby czy przekonania. Przedkładanie interesów większości nad własnymi ma niebagatelne znaczenie dla możliwości współegzystowania niemal 130 milionów osób na powierzchni niecałych 380.000 km2. Średnio w Japonii mieszka 340 osób/ km2. Pamiętać jednak należy, że 1/3 mieszkańców zamieszkuje Tokio i aglomerację stolicy, tj. powierzchnię stanowiącą mniej niż 15 % powierzchni kraju.  Słowem: ciasno. A “niemożliwe!”, to pierwsze z określeń, które nasuwa się na myśl w czasie wizyty w tokijskim metrze w godzinach szczytu, gdy pociąg zatrzymuje się na peronie i wsiada do niego całe mrowie pasażerów. Zdyscyplinowanie Japończyków jest wręcz legendarne: żaden z nich nie przepycha się, by wsiąść do autobusu czy pociągu: na przystanku / peronie zaznaczone jest miejsce, na wysokości którego po zatrzymaniu się pojazdu znajdować się będą drzwi. W tym miejscu rozpoczyna się kolejka, w której grzecznie czekają kulturalni Japończycy 🙂

Kolejną cechą Japończyków jest ich pracowitość. Dzień w pracy trwa ok. 12-14 godzin.  Japońska pracowitość ma niewiele wspólnego z efektywnym świadczeniem pracy; jest to bowiem raczej powinność pozostawania do dyspozycji pracodawcy, który tego właśnie od pracownika oczekuje. Pracownik zaś powinność tę realizuje z radością, traktując ją jako przywilej. Drzemki w godzinach pracy (tj. spanie przy biurku czy przy stole w restauracji w czasie lunchu) są zjawiskiem codziennym i są mile widziane przez pracodawców. Oznaczają bowiem, że pomimo zmęczenia pracownik nie opuszcza stanowiska pracy, bo jest bardzo zaangażowany w swoje obowiązki. Z uwagi na styl pracy aktywni zawodowo są zazwyczaj wyłącznie mężczyźni i kobiety przed ślubem.

Życie w ścisku wymusiło rodzaj występującej w Japonii zabudowy (w centrach miast – wieżowce, poza centrami – gęsta i wąska zabudowa). Oszczędność miejsca i brak (?) planów zagospodarowania przestrzennego są wręcz uderzające.

W naszym przekonaniu Japończycy są także bardzo mili, choć jest to ponoć (sami tego nie doświadczyliśmy) bardzo powierzchowne. W mniejszych miejscowościach widok białych ludzi budził zdziwienie i uśmiech na twarzach dorosłych; dzieci otwierały buzie i oglądały się za nami:) Japończycy posługujący się językiem angielskim chętnie rozpoczynali z nami rozmowy. Dzieci ze szkół – w ramach szkolenia się z języka angielskiego – przeprowadzały z nami wywiady (zazwyczaj pytając o jedno i to samo 🙂 ).

Znajomość języka angielskiego nie jest w Japonii powszechna. Niejednokrotnie trudno porozumieć się z obsługą na stacji kolejowej czy w restauracji. Wydaje się, że niektórzy Japończycy wierzą, że powtórzone kilkakrotnie i powoli japońskie słowa nagle okaże się dla obcokrajowców zrozumiałe, bez konieczności ich tłumaczenia. W restauracjach powszechne jest posługiwanie się językiem palcowo -zdjęciowym, tj. pokazywanie palcem zdjęcia tego, co chce się zamówić 🙂 Istnieje także odmiana palcowo-modelowa, w której wskazać należy plastikowy model oddający wygląd potrawy.

Jedzenie w Japonii jest wyśmienite, pod warunkiem, że damy sobie kilka dni na dostosowanie kubków smakowych do tamtejszego sposobu doprawiania potraw (tzn. niepoprawiania). Owoce morza zasmakowały nawet największym sceptykom (tj. Kasi). W Japonii istnieje powiedzenie, że wszystko, co zrobi się z surową rybą celem jej obróbki (gotowanie, smażenie, wędzenie) oznacza jej “zepsucie”. Sekretem doskonałego sushi jest podanie ryby przed upływem 24 godzin od momentu jej złowienia. Oprócz ryb i innych darów morza – oraz naturalnie ryżu – mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni żywią się m.in. makaronami w rosołach, będącymi pierwowzorem zupek błyskawicznych (tzw. chińskich zupek).  Japońskie słodycze nie przypominają tych z Polski – są bowiem znacznie mniej słodkie i najczęściej gumowate. Wydaje nam się, iż głównymi składnikami tradycyjnych słodyczy są: ryż, zielona herbata i czerwona fasola.

Przez większą część pobytu w Japonii, dzięki rodzinnym koneksjom :), mieszkaliśmy w prefekturze Chiba, w aglomeracji tokijskiej, nad Zatoką Tokijską, z widokiem na stolicę (Tokyo).

W Japonii jest niewiele dni wolnych od pracy. Jednym z nich jest dzień 3 maja, tj. dzień uchwalenia Konstytucji (1947 r.). W tym uroczystym dniu udaliśmy się do położonej na południe od Tokyo Kamakury (dawnej stolicy Japonii).

Gdy podróżuje się shinkansenami odległości rzędu 900 km nie stanowią problemu. Na tym założeniu zbudowaliśmy plan zwiedzenia zachodniej i centralnej części największej z wysp archipelagu – Honsiu (Hirosima-Miyajima-Kioto-Osaka-Nara).

Hirosima różni się od innych zwiedzanych przez nas miast swoją tragiczną historią. Choć jest to stolica prefektury, będącej ważnym uprzemysłowionym regionem kraju, rzesze odwiedzających miasto turystów przybywają tu w związku z wybuchem w dniu 6 sierpnia 1945 r. bomby atomowej Litle boy, który zabrał ponad 200.000 ludzkich istnień.

Miyajima znaczy “wyspa sanktuarium” i jest tradycyjnie uważana za jedno z najpiękniejszych miejsc w kraju. Na wyspie znajduje się chram Itsukushima, jeden z najświętszych sanktuarium shinto w Japonii. Posadowiona w morzu brama torii, prowadząca do chramu, jest – w równym stopniu co Fuji san czy shinkansen – symbolem Kraju Kwitnącej Wiśni. Tego symbolu nie udało się nam jednak zobaczyć …

Jak głosi przewodnik: w Kioto jest wszystko, czego sobie tylko turyści mogą życzyć: ponad 1800 świątyń, setki chramów, zabytkowe budowle i dzielnice, słynne ogrody i piękne miejsca wśród zadrzewionych wzgórz. I rzeczywiście – trudno poruszać się po Kioto nie natrafiwszy na zabytek lub inny godny uwagi widok. Trzy dni w Kioto wystarczyły na zapoznanie się z najważniejszymi miejscami dawnej stolicy Japonii.

Osaka jest miastem biznesu, przemysłu i rozrywki, konkurującym z Tokyo. To trzecie pod względem wielkości (po Tokyo i Jokohamie) miasto w Japonii.

Nara słynie z danieli, które według shinto (tradycyjnej religii japońskiej opartej na mitologii) są boskimi wysłannikami oraz (tu zaskoczenie) licznych zabytków.

W odległości ok. 120 km na północ od Tokio leży Nikko. Niewielka miejscowość wprost kipi od pełnych przepychu świątyń. Główną atrakcją miasteczka jest wzniesiony ku czci wielkiego sioguna Tokugawy Ieyasu chram Toshogu, w obrębie którego znajduje się mauzoleum sioguna. Według naszego przewodnika: Toshogu ogromnie odbiega od elegancji klasycznego, japońskiego smaku, jest raczej odbiciem rokokowej przesady chińskiej dynastii Ming i parweniuszowskich gustów wojskowych dyktatorów. Zdjęcia pomocne do samodzielnej oceny znajdziecie w galerii.

Mimo wielkich chęci, z uwagi na zamknięcie szlaków turystycznych (otwartych jedynie w lipcu i sierpniu) postanowiliśmy nie oglądać Fuji z bliska 🙁

Wyprawy w Góry nie mogliśmy sobie jednak odmówić. Wybraliśmy się na wyprawę szlakiem Takayama – Kurobe dam – Matsumoto.

Takayama to miejscowość, której nazwa w języku japońskim znaczy wysoka góra, położona na zachodnich zboczach Alp Japońskich. Z Takayamy ruszyliśmy do Kurobe dam, czyli zapory wodnej na rzece Kurobe. Wycieczkę tę, wiodącą przez Tateyama Kurobe Alpine Route, czyli słynną górską trasę widokową, obfitującą w unikatowe krajobrazy oraz transport kombinowany, zakończyliśmy w Matsumoto. Plany skierowania się do Nagano pokrzyżował ulewny deszcz.

Osiemnaście dni, które spędziliśmy na Honsiu, z pewnością nie pozwoliły nam zapoznać się z japońską kulturą w zakresie, który można uznać za wystarczający. Do zobaczenia pozostały nam także pozostałe duże wyspy archipelagu oraz Okinawa. Wniosek jest taki, że musimy do Japonii kiedyś powrócić, co uczynimy z olbrzymią przyjemnością.

Pięknie dziękujemy Andrzejowi, który udzielił nam schronienia, służył za przewodnika oraz wprowadził w japońską rzeczywistość (czyli z serii: “a teraz pokażę wam, jak się w Japonii…..”, np. jedzie metrem, śpi w shinkansenie, kupuje obiad, podróżuje taksówką, je sushi, wsiada do samolotu). Te wskazówki były nieocenione:)

This entry was posted in Uncategorized. Bookmark the permalink.

One Response to Japonia 2012 r.

  1. Wspaniała wyprawa. Też się kiedyś wybiorę. Bardzo miło czyta się Waszego bloga. Czekam na kolejne porcje ciekawych relacji

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *