Drugą część urlopu spędzić mieliśmy w Fogaraszach. Plan zakładał start w Bâlea Lac, pierwszego dnia dotarcie do schroniska Cabana Podragu, drugiego dnia zdobycie Moldoveanu i powrót do Cabana Podragu na nocleg, trzeciego dnia zejście do Bâlea Lac. A potem już niestety powrót do domu. Tę część urlopu udało nam się zrealizować, choć były momenty, że nie wierzyliśmy, aby mogło się udać 🙂
Do Bâlea Lac prowadzi Droga Transfogaraska, przecinająca Fogarasze z północy na południe. Zwiedziliśmy północną część tej trasy, osiągając samochodem wysokość ok. 2000 m n.p.m. Zatrzymaliśmy się w Cabana Paltinu.
Dla zainteresowanych: to raczej hotel, niż schronisko. W pokoju ok, ciepło, jedzenie dobre (po raz pierwszy jedliśmy tam frytki zapiekane z serem!), interesująca obsługa (jeden z kelnerów przypominał Draculę z Hotelu Transylwania), jedynym mankamentem były niezbyt czyste stoły w jadalni. Nocleg kosztował nas 191 RON (czyli niecałe 190 PLN) za pokój dwuosobowy z łazienką i śniadaniem, za obiad dla dwojga płaciliśmy ok. 75 RON.
Z Bâlea Lac do Cabana Podragu dostać się można na dwa sposoby: drogą bardziej pofałdowaną oraz drogą z mniejszą liczbą przewyższeń. Oczywiście nie chcieliśmy przejść dwa razy tą samą trasą, więc do Cabana Podragu postanowiliśmy dostać się w trudniejszy sposób, by łatwiejszym móc wrócić.
Poniżej znajdziecie opisy poszczególnych dni wyprawy, całkiem sporo zdjęć i wykresy dotyczące wędrówki.
Droga Transfogaraska, godzina 14:30, widoczność – jak na zdjęciu, 2 ℃. Już w drodze do Bâlea Lac pojawiły się wątpliwości co do zasadności tego działania.
W Bâlea Lac próbowaliśmy dojrzeć Góry…
… lub chociaż jezioro…
Na szczęście po chwili się nieco przejaśniło i mogliśmy podziwiać i jezioro, i Góry.
Na tarasie widokowym Cabana Bâlea Lac.
Pakowanie 🙂
Dzień 1:
Z Bâlea Lac wyruszyliśmy, spod Cabana Bâlea Lac, szlakiem oznaczonym jako niebieski trójkąt. Dotarliśmy nim, przez przełęcz Șaua Caprei (Kozie Siodło / Kozia Przełęcz – 2315 m n.p.m.) do skrzyżowania ze szlakiem oznaczonym jako czerwony pasek i nim, obok Lac Capra (Jeziora Koziego – 2249 m n.p.m.) doczłapaliśmy do kolejnej przełęczy (Portiţa Arpasului – 2175 m n.p.m., ze skalnym “oknem smoków”). Następnie szlak oznaczony na mapie jako niebieski pasek (a w terenie jako niebieski krzyż) doprowadził nas, przez trzy kolejne siodła, do celu wędrówki tego dnia – Cabana Podragu (2136 m n.p.m.).
Rano okazało się, że temperatura w nocy jeszcze trochę się obniżyła 🙁 Ale widoczność była wspaniała! Na zdjęciu pierwsze przewyższenie tego dnia.
Suniemy pod górę, ale łatwo nie jest 🙂
W dole zostały Droga Transfogaraska i Bâlea Lac.
Po pierwszym podejściu, Kozia Przełęcz. Brak treningu w Piatra Craiului i wycieraczek na okularach dawał się we znaki 🙂
Chwila rozważania nad sensem istnienia. W głębi Jezioro Kozie i ścieżka, którą będziemy dalej podążać.
Pomnik wspinaczy z hasłem “nie wszystek umrę”.
“A może by tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady?”
W doliny nadciągnęła mgła … Uciekliśmy w górę.
Niektóre elementy krajobrazu zmuszały do zastanowienia.
Ale i tak było pięknie!
Dalsza droga prowadziła piargiem widocznym w lewym dolnym rogu zdjęcia.
Zejście do piargu. Problem z Górami jest taki, że jak się schodzi, to potem trzeba będzie wejść.
Dlatego jakoś brak jest huraoptymizmu.
W lewej części widać przełęcz, do której zmierzamy, a poniżej, na środku schron Refuge Fereastra.
Niepokojąco długie to zejście.
W dolinie…
… która przytłaczała swoją wielkością.
Liczba spotkanych w tym dniu kozic (4) dwukrotnie przewyższała liczbę spotkanych na szlaku turystów 🙂
Ta kozica była najbardziej fotogeniczna 🙂
To teraz w górę.
“Smocze okno” na przełęczy Portiţa Arpasului.
Czerwony szlak, którym dotychczas szliśmy, prowadził w nicość.
W dalszą drogę ruszymy tym szlakiem.
W dolinie schron (Refuge Fereastra).
Rzeczka na szlaku. Pozwoliła ona zaobserwować Kasi, że jeden z butów nie jest tak szczelny, jak drugi.
“Coś się znów stało z wizją, trochę jakby śnieży.”
Czas na obiad!
Dziś kurczak z ryżem, mniam!
Idziemy dalej, ale już bez widoków.
Zejście do schroniska, którego zarysy są widoczne we mgle.
Od razu lepiej idzie się, gdy widać już kres wędrówki 🙂
Po chwili nawet udało się zobaczyć coś więcej, niż zarysy 🙂
Ostatni odcinek na dziś.
Dzień 2:
Wyruszyliśmy ze schroniska szlakiem oznaczonym jako czerwony trójkąt, na Przełęcz Podragului (2307 m n.p.m.), następnie w lewo, szlakiem oznaczonym czerwonym paskiem, przez siodło Șaua Orzănelei na Moldoveanu, najwyższy szczyt Rumunii (2544 m n.p.m.). Do schroniska wróciliśmy tą samą drogą.
Dla wybierających się w Fogarasze i zamierzających skorzystać z noclegu w Cabana Podragu: potwierdzamy opinie, które znaleźć można w różnych miejscach w internecie. Obsługa jest niezbyt uprzejma. Jedzenie jest dobre, ale trzeba być cierpliwym 🙂 Wrzątek jest płatny i czeka się na niego równie długo (zamówiliśmy tylko raz, potem gotowaliśmy sami, bo choć trzeba było wychodzić na zewnątrz, to tam i tak nie było zimniej, a wrzątek osiągaliśmy szybciej). W czasie naszej obecności jadalnia nie była ogrzewana (a w nocy temperatura spadała poniżej zera), pewnie wynikało to z niewielkiej liczby turystów (4 osoby). Sale (sypialnie) są niewielkie. My spaliśmy w dwunastoosobowej sali z drewnianymi pryczami, których wiek (sądząc po wyrytych napisach) znacznie przekraczał nasz. Prycze są dwie – dolna i górna, na każdej z nich spać może po sześć osób. W przypadku kompletu turystów w takiej sali problematyczne może być nawet znalezienie miejsca na postawienie butów. W naszej sali była koza, w której “właścicielka” rozpaliła przed nocą. Do tego momentu było przerażająco zimno. W schronisku jest jedna łazienka z umywalkami, w kranach jest tylko zimna woda. Są dwie toalety, które należałoby chyba nazwać narciarskimi. Schronisko jest pięknie położone. Ceny w schronisku: nocleg od osoby to 45 RON, czyli niecałe 45 PLN, rumuńskie gołąbki – jedna porcja – to cena 26 RON, zupa – ciorba – 30 RON.
Hops, hops, do góry!
Minionej nocy znów był przymrozek. Droga na przełęcz.
Tuż przed przełęczą (Șaua Podragului 2307 m n.p.m.).
Na przełęczy: przed nami dolina.
Za nami (prawie 200 metrów niżej) schronisko Podragu.
Po prawej stronie – droga do Bâlea Lac.
Po stronie lewej – droga na Moldoveanu. Ruszamy w lewo 🙂
Niby w słońcu, ale stopnieć nie chce 🙂
Tanecznym krokiem naprzód 🙂
Nareszcie ukazał się naszym oczom cel wędrówki – Moldoveanu (po prawej stronie, na horyzoncie; prawy z wierzchołków trapezowatej bryły).
Tego dnia kozic było już znacznie więcej.
Niektóre towarzyszyły nam w wędrówce.
Inne – pozowały.
Tomek szybko przejął ich zachowanie 🙂
Aby nie było wątpliwości – Kasia też tam była.
Moldoveanu coraz bliżej.
Zbliżenie Moldoveanu.
Aby dotrzeć na najwyższy szczyt Rumunii musimy najpierw zdobyć, niewiele mu ustępujący, Viștea Mare (2527 m n.p.m.).
Z każdą chwilą jesteśmy coraz bliżej.
Tomek tak wysoki jak Viștea Mare!
Zaczynamy podejście. Tu jest jeszcze płasko…
… ale tu już trochę gorzej 🙂
Znów goni nas mgła.
U góry, po lewej stronie, widoczny wierzchołek Viștea Mare. Po prawej stronie, u dołu, Moldoveanu.
Ostatnie metry … i Viștea Mare zdobyty.
Widok z Viștea Mare na wschód. Budynek z czerwonym dachem to schron Viștea Mare.
Ze wschodu nadciągają wędrowcy.
Pomiędzy Viștea Mare a Moldoveanu szlak prowadzi głównie granią, jest też nieco bardziej wymagający fragment z łańcuchami.
Tomek już na szczycie 🙂
Na Moldoveanu znajduje się dziennik, w którym ślad po sobie zostawić może każdy zdobywca.
Moldoveanu – najwyższy szczyt Rumunii (2544 m n.p.m.).
Widok na drogę wiodącą ze szczytu na południe.
Widok na wschód, ze schronem Viștea Mare.
I widok na naszą trasę powrotną (na północ), w oddali wierzchołek Viștea Mare.
W tym miejscu chyba często zdarzają się mgły, w każdym razie tak wnioskujemy po częstym oznaczeniu szlaku.
Trawersujemy zboczem.
Spotkanie z kozicą…
… i jej towarzyszami.
Znów w dolinie, zmierzamy do schroniska.
Wnioskujemy, że przybyło zaopatrzenie …
… a teraz osiołki odpoczywają …
… nad jeziorem.
Wizja ciepłego posiłku w schronisku dodaje skrzydeł.
Schronisko Podragu.
🙂
Zbliża się zachód słońca.
Przed nocą osiołki same podeszły bliżej schroniska.
W schronisku. Pokój 12 osobowy. Zanim rozpalony zostanie ogień, w stojącej w pokoju kozie, czapka bardzo się przydaje.
Dzień 3:
Rozpoczęliśmy od ponownego wspięcia się ze schroniska, szlakiem oznaczonym jako czerwony trójkąt, na Przełęcz Podragului (2307 m n.p.m.). Jednak tym razem, na przełęczy, skręciliśmy w prawo. Szlak (czerwony pasek) wiódł widowiskową trasą, częściowo grzbietami, przez szczyt Mircii (2461 m n.p.m.), aż do przełęczy Portiţa Arpasului, znanej nam z pierwszego dnia. Od tego miejsca wróciliśmy na oznaczony czerwonym paskiem szlak, który przemierzyliśmy pierwszego dnia i nim, obok Jeziora Kóz i przez Przełęcz Kóz, zeszliśmy do Bâlea Lac.
Czas na herbatę 🙂 Przełęcz Podragului. Za Tomkiem ścieżka, którą będziemy podążać.
Tym razem byliśmy naprawdę blisko 🙂
Dwie z kozic, początkowo nieufne…
… potem się do nas przyzwyczaiły…
… i pozwoliły chwilę pooglądać 🙂
W tym samym czasie nas oglądało całe stado.
Wykorzystaliśmy przerwę na obiad. Tym razem farfalle z gorgonzolą i szpinakiem. Przy okazji polecamy produkty Lyofood (z Kielc) 🙂
Jedliśmy pod czujnym okiem wartownika.
To jeszcze tylko kabanos, seria zdjęć i możemy ruszać.
Od lewej: Arpaşu Mic (2460 m n.p.m.), Tomek (182 cm) i Kasia (165 cm).
Kitki większe niż Podragu (2462 m n.p.m.)!
Tomek znów zachowuje się jak kozica. W środkowej części szczyt Podragu, o charakterystycznym, stożkowatym kształcie.
I ruszyliśmy, cały czas podążając szlakiem oznaczonym jako czerwony pasek.
Na szlaku było trochę łańcuchów…
… ale przy panującej pogodzie nie były potrzebne.
Smocze Okno – tym razem udało nam się przez nie zobaczyć szczyt Podragu.
Kasia wygrzewająca się na słonku.
Czas zbierać się z Portiţa Arpasului.
W dolinach owce. Taka odległość od psów pasterskich nas satysfakcjonowała 🙂
Dotarliśmy do znanego nam już piargu. W prawym dolnym rogu widoczna ścieżka, którą będziemy podążać.
Jezioro Kozie.
Zaraz rozpoczniemy ostatni etap wędrówki.
Już widać Drogę Transfogaraską.
Po chwili udało nam się zobaczyć Bâlea Lac.
Na zejściu towarzyszyły nam zamglenia.
A z dołu nie byliśmy już w stanie dojrzeć przełęczy, z której zeszliśmy.
Cabana Paltinu, w której się zatrzymaliśmy na ostatnią noc w Rumunii.
W schronisku trwały przygotowania do sezonu grzewczego.
Przemierzając Rumunię w drodze do domu raz jeszcze doświadczyliśmy …
… dzikości Rumunii 🙂 Całe stada mają w głębokim poważaniu kierowców jadących drogą krajową, którym wydaje się, że mają pierwszeństwo.
To chyba właśnie ta dzikość Rumunii przypadła nam najbardziej do gustu. Prawdą jest, iż drażniło nas, że w kawiarni nie można było spokojnie zjeść ciastka, bo znaczna część klientów paliła przy kawie (Brasov), zbliżanie się do wszechobecnych w dolinach owiec groziło pogryzieniem przez psa pasterskiego, a w schronisku Podragu na jakiekolwiek zamówienie czekało się w nieskończoność (przy 4 turystach). Jednak, z drugiej strony: kelner w kawiarni poprawiający palcem przyniesione na talerzyku ciasto (Brasov), pędzące parkingiem przy supermarkecie konie (Rasnov), brak ciepłej wody i ogrzewania w jadalni, w której jedliśmy ubrani w dwie warstwy polarów (Cabana Podragu), przydrożna sprzedaż serów, przechadzające się drogami krowy czy furmanki na ruchliwych ulicach zapadną nam w pamięci jako przykłady minionej już w Polsce epoki, którą można przecież wspominać z rozrzewnieniem 🙂
Related