Rowerowo: Forst – Świnoujście (wrzesień 2017 r.)

W pierwszy weekend majowy w 2016 r. rozpoczęliśmy przygodę ze szlakiem rowerowym Odra – Nysa. Wiedzieliśmy, że będziemy chcieli wrócić na tę trasę, by dotrzeć nią do morza. Ale nam jakoś schodziło… Aż do końcówki sierpnia 2017 r., kiedy to okazało się, że na początku września możemy wybrać się na urlop. Nie byliśmy przygotowani na żadne zagraniczne wojaże, a chcieliśmy się trochę zmęczyć. I tak oto padło na rowery. Stwierdziliśmy, że niemiecki szlak rowerowy będzie na ten wypad doskonały (nie bardzo mieliśmy czas analizować inne opcje, a tę już znaliśmy). Niestety nie udało nam się zgrać urlopu z Basią i Piotrkiem, którzy chwilę wcześniej wrócili ze swoich eskapad. Niewiele myśląc (!) postanowiliśmy wrócić na szlak sami… jak te sobki ostatnie 🙁 Na szczęście Basia i Piotrek są bardzo wyrozumiałymi osobami 😀

Pakując się do sakw stwierdziliśmy, że:

  • nie ma potrzeby zabierać dużej ilości ubrań innych niż rowerowe, bo przecież będzie ciepło,
  • nie ma sensu zabierać ze sobą teleobiektywu do aparatu fotograficznego. Właściwie to najlepiej zabrać stary kompakt, bo przecież tej wielkiej lustrzanki nie będziemy co chwilę wyciągać … bo będziemy jeździć nie fotografować. Koniec końców wzięliśmy oba aparaty, ale bez teleobiektywu,
  • nie bierzemy lornetki, no bo po co?

I oczywiście dotkliwie odczuliśmy brak ciepłych ubrań w Świnoujściu oraz brak teleobiektywu i lornetki właściwie od momentu wjechania na ścieżkę rowerową nad Nysą. Tyle tam było ptaków! Kompaktowy aparat rzeczywiście był bardzo wygodny, ale niestety wykonane nim zdjęcia i filmy znacznie odbiegają od jakości tych z lustrzanki.

Wyruszyliśmy w sobotę, 2 września 2017 r., szynobusem do Forst (tylko w soboty odjeżdża z Wrocławia bezpośredni pociąg do Forst). Szynobus przystosowany jest do przewozu rowerów i podróżuje nim całkiem sporo osób. Z Forst ruszyliśmy – przez Guben i Gubin – do Eisenhüttenstadt. Przez większość dnia pogoda była do rowerowania idealna, ale potem się rozpadało. Opady przeczekaliśmy pod dębami (ok. 40 minut, wykorzystując przerwę na dostarczenie sobie kalorii). Potem, mokrą ścieżką, ruszyliśmy dalej. W Gubinie zjedliśmy obiad (wychodząc z założenia, że będzie taniej niż w Guben, co nie okazało się chyba prawdą). Pierwszy nocleg zarezerwowaliśmy w Eisenhüttenstadt (czyli mieście huty żelaza). Jako że nocleg ten przypadał na weekend i bookowaliśmy go w ostatniej chwili nie mieliśmy zbyt wielkiego wyboru. Padło na LAT Hotel & Apartmenthaus Berlin, który – choć nie był mały i przytulny – polecamy. Rowery mogliśmy zostawić w zamykanym schowku, w pokoju było czysto, śniadanie było smaczne i zróżnicowane, a przy hotelu działa grecka restauracja, która zapewniła nam pyszną kolację po przyjeździe. Pierwszego dnia przejechaliśmy nieco ponad 70 km.

Drugiego dnia z Eisenhüttenstadt musieliśmy dojechać do Letschin, gdzie zarezerwowaliśmy drugi nocleg. Malownicza trasa przez Frankfurt nad Odrą i Kostrzyn nie dłużyła się zbytnio, aż do chwili, gdy zorientowaliśmy się, że w nogach mamy już ponad 70 km, a przed nami jeszcze trochę ponad 30… Tego dnia przekroczyliśmy 100 km (czego nie widać na wykresie, bo zapomnieliśmy włączyć GPS zaraz po opuszczeniu hotelu w Eisenhüttenstadt). Po drodze mieliśmy także przymusowy postój pod wiatą na przeczekanie opadów deszczu (niemal godzinę). Na nocleg w Pensjonacie Radler’s Hof dojechaliśmy zmęczeni i już po zachodzie słońca. Właściciele przygotowali nam pyszną kolację i zamknęli rowery w specjalnie do tego przeznaczonym pomieszczeniu. Pokój był znacznie większy od przeciętnego i bardzo wygodny. Cały Pensjonat jeszcze pachnie nowością i jest bardzo czysty. Śniadanie także było wyśmienite. Ten nocleg był najlepszy spośród tych, które odwiedziliśmy w czasie całej naszej wyprawy. Dodatkową zaletą Pensjonatu jest jego położenie – znajduje się ok. 300 m od szlaku rowerowego Odra – Nysa. Żeby skorzystać z noclegu, czy posiłku, nie trzeba specjalnie odbijać z trasy 🙂

Trzeciego dnia miało być łatwiej. Do przejechania mieliśmy ok. 70 km. Niestety w tym dniu bardzo przeszkadzał nam wiatr, który znacznie nas spowalniał i bardzo męczył. Na dodatek na trasie trwały prace “drogowe” i musieliśmy jechać objazdem. Choć ostatecznie przejechaliśmy niespełna 75 km, to czuliśmy się jak po kolejnej setce 🙂 Obiad zjedliśmy w Schwedt nad Odrą w Pizzerii Pane e piu, w której makaron był ok, ale pizza nie – więc nie polecamy 🙁 Trzeci nocleg zarezerwowaliśmy w Pension Liebold. Zamykany schowek na rowery przestał nas już dziwić (tam oczywiście też był). W pensjonacie była dobrze wyposażona kuchnia, której my – jako że byliśmy po obiedzie – używaliśmy wyłącznie do przygotowania napojów. Właścicielka Pensjonatu serwuje śniadania w budynku obok (dawnej stodole), dbając w tym zakresie bardzo o szczegóły. Dzięki temu śniadanie było nie tylko różnorodne i bardzo smaczne, ale też pięknie podane.

Kolejnego dnia nie mieliśmy zarezerwowanego noclegu. Chcieliśmy dotrzeć w okolice pomiędzy Blankensee a Ahlbeck, co dawałoby pomiędzy 75 a 90 km jazdy. Niestety nie mogliśmy się dodzwonić do żadnej ze znalezionych w tej okolicy kwater. Nie chcieliśmy ryzykować jazdy w ciemno, więc zdecydowaliśmy się na nocleg w nieco większej miejscowości, jaką jest Löcknitz. Przez to przejechaliśmy tego dnia nieco ponad 60 km wydłużając sobie tym samym trasę na dzień kolejny. Tego dnia w ogóle nie jechało nam się za dobrze: zmagaliśmy się z wiatrem, deszczem (który w większości przeczekaliśmy na przystanku autobusowym w Schönfeld) i ścieżką, która stawała się coraz bardziej pofałdowana 🙂 Zmieniło się też zachowanie kierowców – dotychczas zawsze przepuszczano nas na skrzyżowaniach, a w miejscach, w których trasa prowadziła drogą wyprzedzano nas w bezpiecznej odległości i z zachowaniem zdrowego rozsądku. W północnej Brandenburgii oraz w landzie Meklemburgia-Pomorze Przednie sytuacja uległa zmianie. Przez znaczną część drogi szukaliśmy czegoś do jedzenia. Lunch zjedliśmy w miejscowości Krackow, w przydrożnym barze “Eiscafe & Restaurant Pinguin Inh. Cindy Hamann”. I oprócz tego baru nie znaleźliśmy po drodze żadnego innego miejsca, w którym moglibyśmy przekąsić coś na ciepło. Właściwie powiedzieć należy, że miejsca takie były, tyle że zamknięte. Boleśnie przekonaliśmy się, że wiele restauracji w Niemczech jest zamkniętych we wtorki… A to właśnie był wtorek 🙁 Po przejechaniu niespełna 65 km zatrzymaliśmy się w Pension Löcknitz, który z wyglądu przypominał nieco motel. Rowery zostały zamknięte w schowku, śniadanie było ok, w pensjonacie było jednak trochę zimno i wilgotno (nie wyschły nam uprane ubrania). W znacznej części było to zapewne spowodowane pogodą, jednak działające grzejniki znacznie poprawiłyby sytuację (na poprzednich noclegach kaloryfery w nocy działały). Pension Löcknitz nie serwował kolacji, więc w poszukiwaniu jedzenia ruszyliśmy na miasto! Zjedliśmy w Restaurant Wanja, znajdującej się w budynku dworca kolejowego w Löcknitz, serwującej dania bułgarskie i niemieckie. Po całym dniu poszukiwania ciepłego posiłku zjedliśmy tam zdecydowanie za dużo. Dania raczej nam smakowały, ale restauracja nie przypadła nam do gustu (nie było w niej zbyt czysto i było bardzo dużo komarów – choć siedzieliśmy w środku!).

Ten dzień był trochę nerwowy (wiadomo, jak człowiek głodny, to zły), a wątpliwości dotyczące noclegu, deszcz, wiatr i pagórki na trasie nie pomagały. Dobrze, że na koniec najedliśmy się jak bąki 🙂

Piątego dnia chcieliśmy dojechać do Świnoujścia. Ale coś tak czuliśmy, że się nam nie uda… Z uwagi na krótszy odcinek przejechany poprzedniego dnia do Świnoujścia zostało nam sporo ponad 100 km. Wiedzieliśmy, że musimy dojechać choć do Zalewu Szczecińskiego, skąd odpływają promy na wyspę Uznam, gdzie leży Świnoujście. Pierwszy z promów odpływa z Ueckermünde do Kamminke, oddalonego ok. 7 km. od Świnoujścia. Ten prom ma do przepłynięcia dłuższą trasę, ale dzięki temu krótsza pozostaje do przejechania. Drugi prom odpływa z Bugewitz Ortsteil Kamp i płynie krócej, ale żeby do niego dojechać, a potem jeszcze osiągnąć Świnoujście, trzeba przepedałować ok. 50 km więcej.

Tego dnia jechało nam się wyśmienicie – trasa była bardzo urokliwa, pogoda w sam raz, prawie bez wiatru. I czas mieliśmy całkiem niezły. W szybkim tempie dojechaliśmy do Ueckermünde, gdzie podjęliśmy decyzję, że jedziemy dalej, do Bugewitz i dopiero stamtąd płyniemy na Uznam. Korzystając z tego, że wokół było wiele punktów gastronomicznych, postanowiliśmy zjeść obiad. I gdy tylko weszliśmy do jednego z barów rybnych (którego nazwy nie pamiętamy) zaczął padać deszcz. I padał dobre 45 minut. Sprawdziliśmy promy z Ueckermünde i zmieniliśmy plan na następujący: płyniemy stąd i skracamy trasę rowerową. W lekkiej mżawce dojechaliśmy do portu, gdzie przekonaliśmy się, że ów prom, to tak naprawdę łódź i że podróżują nią głownie rowerzyści. Za bilety dla dwóch osób i dwóch rowerów zapłaciliśmy 48 euro. W czasie przelotu przez Zalew Szczeciński jeszcze trochę padało, ale w Kamminke już nie. Tomek, zachęcony pogodą i tym, że dobrze nam się jechało przed deszczem, postanowił – bez konsultacji z Kasią – uatrakcyjnić trasę do Świnoujścia i wybrać nie najkrótszą drogę. Okazała się ona również drogą pełną podjazdów i zjazdów. Kasia nie była za bardzo zadowolona (oj! gigantyczny eufemizm). Po ok. 12 km dotarliśmy na wybrzeże. Świnoujście w prawo, ale ścieżka prowadziła w lewo, do Ahlbeck. Stwierdziliśmy, że w Ahlbeck z pewnością jest jakiś znak wskazujący, że tu zaczyna / kończy się szlak rowerowy Odra – Nysa. Pojechaliśmy w lewo. Ze zdziwieniem odkryliśmy, że żadnego znaku nie ma 🙁 A trochę go szukaliśmy! Zawróciliśmy, przekroczyliśmy granicę udaliśmy się do Domu Wczasowego Zefir, w którym zarezerwowaliśmy dwa noclegi. Głównym minusem Zefiru jest to, że posiłki nie są serwowane w budynku, lecz w oddalonym o ok. 300 metrów innym ośrodku – Villa Merry. I z pewnością nie byłby to dla nas większy problem, gdyby pogoda była łaskawsza. Tymczasem w Świnoujściu padało, wiało i było zimno 🙁 Mieliśmy nadzieję, że się wypogodzi i zostaniemy nad morzem do końca tygodnia. Niestety – prognozy (które się sprawdzały) przepowiadały porywisty wiatr, deszcz i temperaturę ok. 15 stopni przez najbliższe dni.

W czwartek zwiedzaliśmy Świnoujście. Rowery zostały w Zefirze (nie było niestety na nie zamykanego pomieszczenia; stały spięte na korytarzu). Zaczęliśmy od spaceru nad morzem, potem po mieście. Po wychłodzeniu organizmów wsiedliśmy do “kolejki” objeżdżającej Świnoujście (“Świnoujście Express”; czas przejazdu to ok. 1 godzina, koszt 25 zł/os., bilety kupuje się u kierowcy). Kolejka zatrzymuje się na pięciu przystankach, m.in. Promenada (ul. Żeromskiego) oraz Port (Plac Słowiański). Wsiąść można na dowolnym przystanku i wysiąść również, dokończając przejazd później jadącą kolejką. W sezonie letnim kolejka jeździ co ok. 40 minut. Kolejka jeździ też do Ahlbeck (ok. 3 godz.) i Heringsdorf (ok. 4,5 godz.).

W kolejce przynajmniej nie wiało i było sucho. Chodziliśmy ubrani na cebulkę – zakładając na siebie chyba wszystkie, oprócz rowerowych, ubrania na raz 🙂 W piątek wsiedliśmy na rowery i wykorzystaliśmy dwugodzinne okno pogodowe. Dokończyliśmy zwiedzanie miasta, w tej części, w której położone jest na wyspie Uznam. Potem przedostaliśmy się promem na Wolin i dworzec PKP. Kilka minut po tym, gdy wsiedliśmy do pociągu zamknęło się okno pogodowe i zaczęło padać. A my ruszyliśmy w drogę powrotną do domu 🙂

Nie spodziewaliśmy się, że na początku września nad Bałtykiem może być tak zimno i deszczowo. Ale jak na planowany trzy dni wcześniej urlop wyszło całkiem nieźle 🙂 Pewnie bylibyśmy jeszcze bardziej zadowoleni, gdybyśmy do domu – oprócz przypakowanych nóg – przywieźli także opaleniznę 🙂

This entry was posted in Europa, podróże, Polska, rowery and tagged , , , , . Bookmark the permalink.

4 Responses to Rowerowo: Forst – Świnoujście (wrzesień 2017 r.)

  1. Marta says:

    Piękne są te Wasze podróże 🙂

  2. Barany says:

    Przeczytaliśmy całe, klimaty super, jakby częściowo podobne z naszej wyprawy do Trzemielwa 😉 Jedziemy gdzieś razem w lipcu 2018? Wstępnie się ładujemy na greenVelo

    • tomek says:

      Zasmakowaliśmy wypraw rowerowych i już jesteśmy ich głodni 😀 My też czytaliśmy o Waszej wyprawie… chyba nam trochę brakuje do Waszego tempa 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *