Kamperem na Bałkany 2017 r., część X: Balaton

Budapeszt i Kekes
Sarajewo
Maglic
Dubrownik
Počitelj i Medziugorie
Mostar
Dinara
Jeziora Plitwickie
Zagrzeb
Balaton

W drodze powrotnej do domu zawitaliśmy nad “węgierskie morze”. Balaton, bo o nim mowa, to jezioro o wydłużonym kształcie. Ma długość niemal 80 km, a szerokość waha się od 14 km do 1,5 km w najwęższym miejscu. To wakacyjne centrum turystyki i rekreacji. W listopadzie nie trzeba martwić się o brak wolnych miejsc na kempingach, lecz o to, by znaleźć kemping, który jest czynny. Nam się udało: ok. godz. 14:30 trafiliśmy na Wellness Park Pension & Camping, który, choć wyglądał na zamknięty, to wisząca przy recepcji informacja wskazywała, że jest inaczej. Zgodnie z instrukcją zaparkowaliśmy na kempingu i podłączyliśmy się do prądu; toalety okazały się zamknięte. Z informacji wynikało, że recepcja czynna jest przez chwilę rano.

Posililiśmy się i Tomek podjął ostatnią próbę załatania dętki rowerowej. To, co nie udawało się w Zagrzebiu przez długi czas, nad Balatonem Tomasz osiągnął w kilka minut. Pełni werwy pojechaliśmy na zwiedzanie! Ale … szybko zrobiło się zimno i zaczęło wiać “od morza”. Po trzech kwadransach mieliśmy za sobą zwiad najbliższego terenu i wyziębione dłonie i głowy; wróciliśmy na kolację do kampera. Wieczorem odwiedził nas właściciel kempingu, witając nas nad Balatonem i oferując otwarcie węzła sanitarnego. Było tak zimno, że oświadczyliśmy, że nigdzie nie będziemy chodzić 🙂

Rano raz jeszcze rozmawialiśmy z właścicielem kempingu. Stwierdził on, że nie musimy płacić za nocleg, który jest formą prezentu od niego! Bardzo nam się ten dar spodobał, szczególnie, że zostało nam niecałe 600 HUF, czyli trochę ponad 7 zł, a w związku z brakiem możliwości zapłaty kartą, czy bośniacką gotówką, czekałoby nas poszukiwanie bankomatu. Ponadto, zapytany o pomysł na niezbyt długą wycieczkę rowerową właściciel kempingu zaproponował nam wyprawę do pobliskiego Keszthely, a stamtąd do Hévíz. Tym razem ubraliśmy się solidnie, odkładając na bok rowerowe rękawiczki i zakładając na siebie najcieplejsze z posiadanych ubrań.

Koniecznie zaznaczyć należy, iż Balaton jest wyśmienicie przygotowany dla rowerzystów. Wokół jeziora, jak i w nieco dalszej od niego odległości, przebiega sieć ścieżek rowerowych, doskonale oznaczona i wykonana. Nawierzchnia jest w znaczniej części asfaltowa, wszędzie utwardzona. Trasy wiodą zarówno brzegiem jeziora, jak i nieco dalej od wody: równolegle do przebiegających wkoło jeziora torów kolejowych. Na naszej trasie jechaliśmy także lasami, wzdłuż dróg, a także czasem drogami (ale tylko wtedy, gdy tam, gdzie chcieliśmy dojechać ścieżka rowerowa nie prowadziła).

Będąc nad Balatonem, postanowiliśmy, że jeszcze tam wrócimy. Najchętniej na rowerach, choć może już nie w listopadzie 🙂

Po południu wyruszyliśmy w dalszą drogę do Polski. Na ostatni nocleg zatrzymaliśmy się w znanym nam już z pierwszego nocowania w czasie tego wyjazdu miejscu – nad brzegiem Dunaju, na przedmieściach Bratysławy. Tym razem, jako że musieliśmy rano wysprzątać kampera, nie spaliśmy na dziko, lecz na kempingu Areál Divoká Voda, gdzie byliśmy jedynymi gośćmi. Choć taka sytuacja ma swoje plusy (jest cicho i spokojnie), to przebywanie na kempingach poza sezonem ma też swoje wady (np. w toaletach męskich składowany jest różnego rodzaju sprzęt, co utrudnia poruszanie się po nich, a toalety damskie są w ogóle zamknięte, tak jak i prysznice, więc korzystać należy z prysznica w hotelu, co niby zapewnia wyższą temperaturę w pomieszczeniu, ale najpierw trzeba tam dojść 🙂 ).

Rano, po posprzątaniu kampera, podziwialiśmy zmagania dzieci i młodzieży z żywiołem wody. Nazwa ośrodka Divoká Voda, tzn. dzika woda, związana jest ze specjalnym przygotowaniem (tj. głównie spiętrzeniem) Dunaju, na niewielkiej jego szerokości, do uprawiania sportów wodnych. I choć temperatura powietrza nie przekraczała 10°C, a woda z pewnością była jeszcze zimniejsza, młodzi sportowcy wyglądali na niewzruszonych tymi faktami. Chylimy czoła przed nimi i ich umiejętnościami oraz wytrwałością (była niedziela rano!).

W niedzielę po południu oddaliśmy kampera i zakończyliśmy naszą niemal trzytygodniową przygodę. Musimy wyraźnie powiedzieć, że zarówno Bałkany, jak i kamperowanie, bardzo nam się spodobały. Liczymy, że uda nam się poznawanie Bałkanów kontynuować, miejmy nadzieję kamperem 🙂

This entry was posted in Europa, podróże, rowery and tagged , , , . Bookmark the permalink.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *