Kamperem na Bałkany 2017 r., część III: Maglić

Budapeszt i Kekes
Sarajewo
Maglic
Dubrownik
Počitelj i Medziugorie
Mostar
Dinara
Jeziora Plitwickie
Zagrzeb
Balaton

Następnym punktem na naszym planie był Maglić, czyli najwyższy szczyt Bośni i Hercegowiny. Maglić leży w Górach Dynarskich, w południowo-wschodniej części kraju, na granicy z Czarnogórą; mierzy 2.386 m n.p.m.

Ze stolicy BiH do jej najwyższego szczytu nie jest daleko (trochę ponad 100 km). Wyruszyliśmy rano, licząc, że jeszcze tego samego dnia uda nam się wspiąć na szczyt. Niestety, nieco przeszacowaliśmy szybkość dojazdu. Po pierwsze nie wzięliśmy pod uwagę, że na trasie będzie znów tyle ograniczeń prędkości. Po drugie – mieliśmy nieplanowane spotkanie z policją, o czym poniżej. A po trzecie ostatni odcinek drogi był prawdziwym OS’em 🙂

Spotkanie z policją, a konkretnie jednym policjantem, wymaga odrębnego akapitu. Jeżdżąc po BiH Tomek naprawdę przestrzegał wszystkich ograniczeń prędkości. W związku z tym, w obszarach objętych ograniczeniami, często wyprzedali nas “miejscowi” kierowcy, którzy za nic sobie je mieli. W jednej z miejscowości, w której jechaliśmy dozwoloną “50”, ustawiony był znak ograniczenia do 30 km/h. Tomek zaczął zwalniać, jednak do znaku odpowiedniej prędkości nie osiągnął. A zaraz za znakiem stał radiowóz, z którego wysiadł policjant i nas zatrzymał. Najpierw sympatyczna rozmowa na temat tego, czy jesteśmy turystami (“nie, kamperem sobie do pracy jedziemy”). Potem prośba o dokumenty i zaostrzenie rozmowy: zbliżamy się do szkoły i był znak, a my się nie zastosowaliśmy. Krótka próba wyjaśnienia Tomka, że już hamował, ale nie zdążył, bo tym autem nie ma co tak gwałtownie hamować … nie przyniosła efektu. Zrobiło się niemiło. Policjant powiedział, że jest nagranie, on nic nie może na to poradzić, będą konsekwencje. Szykowaliśmy się na mandat. I owszem, policjant pomachał cennikiem pokazując, że za takie wykroczenie to najniższy mandat wynosi 200 EUR. Nieco zbledliśmy. Daliśmy do zrozumienia, że to bardzo dużo. Ale to nie koniec. Oczywiście punkty karne. To nas nie wzruszyło, bo Tomek ma cały pakiet do dyspozycji. Najlepsze policjant zostawił na koniec: zabranie prawa jazdy. Musimy wspomnieć, że nasza rozmowa przebiegała w trzech językach: on mówił po bośniacku, my po angielsku, czasem po polsku, gdy jakieś słowo po polsku brzmiało podobnie do bośniackiego, a angielskiego nasz rozmówca nie rozumiał. Policjant też niektórych określeń używał po angielsku. Hitem jednak było używane przez niego najczęściej słowo “polako”, któremu towarzyszył gest opuszczania przedramienia w dół. Określenia tego używał właściwie w każdej wypowiedzi. Nie bardzo wiedzieliśmy co ma sprawa naszej narodowości do tego wykroczenia, ale staraliśmy się skupić na tym, co istotne. Zaczęliśmy dociekać dlaczego policjant chce Tomkowi zabrać prawo jazdy, przecież jesteśmy na wakacjach, musimy wrócić do kraju… Policjant pytał, gdzie się wybieramy, powiedzieliśmy, że jedziemy z Sarajewa, na Maglić, potem jeszcze Mostar, Medziugorie… Nagle okazało się, że nie musimy oddawać prawa jazdy – policjant dosłownie machnął na to ręką. Przeszliśmy do targowania się o wysokość mandatu. Policjant zasugerował, że może nam wypisać mandat za niezapięte pasy i wtedy będzie to 100 EUR, zamiast 200. Powiedzieliśmy, że to nam się bardziej podoba. Sprawa rzekomego nagrania przestała być istotna. Policjant zapytał, czy ma wypisywać mandat na 100 EUR, powiedzieliśmy, że tak, po czym policjant poszedł do swojego radiowozu. Za chwilę wrócił i zadał to pytanie raz jeszcze. Znów przytaknęliśmy, a policjant udał się do swego auta. Zaraz jednak wrócił z tym samym pytaniem (pewnie byliśmy najmniej kumatymi osobami, jakie w życiu ten policjant zatrzymał 🙂 , ale my nigdy wcześniej nie wykręcaliśmy się od płacenia mandatu, nie mieliśmy więc żadnych doświadczeń w tym zakresie). W przypływie rozumu Tomek odpowiedział policjantowi, że my nie potrzebujemy mandatu. Policjant się upewnił, że nie potrzebujemy “potwierdzenia wpłaty” i z uśmiechem na ustach powiedział, że w takim razie będzie 20 EUR 🙂 Odjechaliśmy zadowoleni, lżejsi o 10 razy mniej, niż początkowo nam groziło. Po pewnym czasie doszliśmy jednak do wniosku, że wszystko to było ustawione i wcale nie “zaoszczędziliśmy”, ale daliśmy się nabrać. Nie było żadnej  kamery (choć policjant na wstępie zapytał, czy chcemy obejrzeć nagranie), a policjant chciał po prostu zarobić na turystach… Aha, w trakcie całego zdarzenia domyśliliśmy się, że “polako” znaczy powoli, wykonywany przez policjanta gest oznaczać miał hamowanie (naciskanie hamulca).

Po kwadransie z policjantem ruszyliśmy dalej. Kierowaliśmy się na miejscowość Tjentište, w której – obok nieczynnej stacji benzynowej – skręciliśmy w las i zaczęliśmy odcinek specjalny. Droga leśna, choć szutrowa, niezbyt nadawała się dla kampera (była wąska, miała spore dziury i nierówności – na każdej z nich kamper “tańczył”). Tomek jednak dzielnie się spisał i wwiózł nas do szlabanu na wjeździe do Parku Narodowego Sutjeska, w którym znajduje się najwyższy szczyt BiH. Tam bardzo już chcieliśmy się zatrzymać, ale strażnik parku powiedział, żebyśmy lepiej wjechali trochę wyżej, bo tam jest duży parking, na którym spokojnie będziemy mogli się zatrzymać na noc. Na pytanie, czy damy radę dojechać kamperem strażnik spojrzał na jego koła i powiedział, że tak, ale “polako” 🙂

Po zakupie biletów do parku (5 KM od osoby i 5 KM za samochód, razem ok. 30 zł), zachęceni przez strażnika – ruszyliśmy w dalszą drogę. Nie było łatwo. Ale Tomasz wspiął się na wyżyny swoich umiejętności prowadzenia auta po nierównościach pod górę i dotarliśmy na wysokość 1.282 m n.p.m. Rzeczywiście jest tam spory parking i ścieżka do punktu widokowego, z którego oglądać można wodospad Skakavac.

Z parkingu można jechać autem jeszcze dalej i w sezonie pewnie większość aut tak czyni. Ale my byliśmy w Górach Dynarskich po sezonie i to kamperem. Zdecydowaliśmy, że dalej pójdziemy na piechotę. Od szczytu Maglićia dzieliło nas 10 km. Przebierając się w górskie ubrania zorientowaliśmy się, że nie zabraliśmy z domu stuptutów, co okazało się nie lada problemem. Wyruszyliśmy przed południem.

Na początku szliśmy drogą, prowadzącą do ostatniego parkingu przed szczytem, na wysokości 1.658 m n.p.m. Po przejściu kilku kilometrów na drodze pojawił się śnieg – mokry i ciężki, topniejący. Na szczęście drogą wcześniej jechało jakieś auto, więc były koleiny, którymi się przemieszczaliśmy. W koleinach była jednak woda; brak osłon na buty spowodował, że obuwie Kasi – mimo obfitej impregnacji – przemokło. Po ok. 2 godzinach dotarliśmy do oddalonego od naszego auta o jakieś 6 km parkingu. Tam trochę pogubiliśmy drogę. Wszystko bowiem było pod śniegiem, a przed nami nikt nie zostawił śladów, które ułatwiłyby orientację. I jeszcze jedna bardzo istotna istotna sprawa: nie mieliśmy mapy. W Polsce nie udało nam się kupić żadnej mapy Bośni i Hercegowiny. Nasza ulubiona Księgarnia Podróżnika, w której zwykle zaopatrujemy się na wyjazdy miała komplet map turystycznych Czarnogóry, Chorwacji czy Albanii, ale nic z Bośni i Hercegowiny. Tomek zaopatrzył się w odpowiednią aplikację w telefonie, dzięki której mogliśmy na bieżąco śledzić swoją pozycję na trasie. W aplikacji tej nie były jednak zaznaczone szlaki, co nieco utrudniało z niej korzystanie.

Po zejściu z drogi i wkroczeniu do lasu zrobiło się trudniej. Śnieg trzeba było sobie samemu udeptać. Drogę torował Tomasz, a Kasia – jego śladami – starała się go dogonić. Pogoda była wspaniała, to był najładniejszy dzień w czasie naszego wyjazdu: świeciło piękne słońce, powietrze było przejrzyste, nie wiało.

Do kampera wróciliśmy po zachodzie słońca. Zmęczeni, z przemoczonymi butami (Kasia) i do tego zawiedzeni, że nie udało nam się zdobyć szczytu. Kasia przez pewien czas rozważała podjęcie kolejnej próby następnego dnia (wszak mieliśmy w zapasie jedną dobę). Doszliśmy jednak do wniosku, że choć będziemy w stanie wyruszyć na szlak znacznie wcześniej, to pokrywa śnieżna w górach przecież nie zniknie, więc bez raków próba zdobycia szczytu i tak będzie niebezpieczna :(. Dlatego mamy powód, by do Bośni i Hercegowiny jeszcze kiedyś przyjechać. W końcu Maglić sam się nie zdobędzie!

Następnego dnia, po śniadaniu, poszliśmy zobaczyć wodospad Skakavac, z punktu widokowego oddalonego od parkingu, na którym spaliśmy, o 200 m. A potem wyruszyliśmy do Dubrownika. Najpierw trzeba było dojechać do drogi asfaltowej, co zajęło nam kilkadziesiąt minut. Po drodze musieliśmy m.in. sprzątnąć z drogi przewrócone, zmurszałe drzewo 🙂

W miejscowości Tjentište odwiedziliśmy pomnik poświęcony partyzantom jugosłowiańskim, którzy zginęli w bitwie nad rzeką Sutjeska w czasie II wojny światowej.

This entry was posted in Europa, Góry, Korona, Korona Europy, podróże, zdobywanie korony and tagged , , , , . Bookmark the permalink.

2 Responses to Kamperem na Bałkany 2017 r., część III: Maglić

  1. Rolu says:

    W jakim miesiącu mieliście na Magliciu takie śniegowe warunki? Chcemy tam na majówkę wejść:)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *